Znane też jako: We Need Romance, In Need of Romance, Romanseuga Piryohae, 로맨스가 필요해
Na podstawie: pomysł oryginalny
Gatunek: romans
Ilość odcinków: 16 x 45 min.
Premiera: 2011
Obsada: Jo Yeo Jung, Kim Jung Hun, Choi Jin Hyuk, Choi Yeo Jin, Choi Song Hyun, Kim Hyung Min, Ha Yeon Joo
.
Seks w mniejszym mieście, po raz kolejny
Sunwoo In Young (Jo Yeo Jung) pracuje jako concierge w hotelu. Od dziesięciu lat chodzi z Kim Sung Soo (Kim Jung Hun), są już jak stare małżeństwo. In Young jest wciąż bardzo zakochana i dziecinna, tak jak wtedy, kiedy miała dwadzieścia lat, ale znajomi wciąż ponaglają ją, kiedy wyjdzie za mąż, bo Sung Soo jest darmozjadem, który od dziesięciu lat przygotowuje się do swojego debiutu reżyserskiego. Jej dwie przyjaciółki są kompletnymi jej przeciwieństwami. Park Seo Yeon (Choi Yeo Jin), modelka, dyrektorka firmy i femme fatale uwielbia przygody na jedną noc, a z żadnym mężczyzną nie była dłużej niż parę tygodni. Kang Hyun Joo (Choi Song Hyun), adwokat, wciąż jest dziewicą z powodu swojego perfekcjonizmu, żeby wszystko było tak, jak to jest opisane w książkach, ale przygotowuje się do ślubu z narzeczonym.
In Young zauważa, że coś jest nie tak, kiedy dowiaduje się późno o wreszcie skończonym filmie Sung Soo. Później na światło dzienne wychodzi news o romansie nowego reżysera ze swoją aktorką, dwudziestotrzyletnią celebrytką Kang Hee (Ha Yeon Joo). To druga zdrada Sung Soo w czasie tych dziesięciu lat. In Young powinna z nim zerwać, ale mimo zrobienia tego, wciąż jakoś nie mogą się rozstać ze względu na te dziesięć wspólnych lat. Kiedy jej podwładny Bae Sung Hyun (Choi Jin Hyuk) rezygnuje z pracy, natychmiast próbuje podbić jej serce, nie będąc już ograniczonym relacją sunbae-hoobae. Wizja romansu z przystojnym i młodszym mężczyzną, który potem okazuje się być w rzeczywistości właścicielem hotelu powinna być lekarstwem na zranione serce In Young, która randkuje z nim radośnie, ale trudno jej wykonać cokolwiek więcej niż tylko pocałunek, kiedy dosłownie każda sytuacja przypomina jej o Sung Soo. W tym samym czasie Seo Yeon będzie się zmagać z konsekwencjami romansu z żonatym mężczyzną, a potem z fotografem, który wyjątkowo jej się opiera, a Hyun Joo będzie próbowała wreszcie przeżyć swój pierwszy raz, kiedy jej ślub nie wypala.
Amerykańskie inspiracje
Koreańskie telewizje kablowe desperacko próbują zerwać z przepełnionym stereotypami i uprzedzeniami wizerunkiem koreańskich dram, które wciskają niewinnym tłumom mit o wielkiej miłości, w której nawet nie potrzeba seksu, ponieważ jest właśnie tak idealna i głęboka duchowo. Oglądając komedie romantyczne z dowolnych trzech głównych stacji – KBS, SBS, MBC – z reguły można już od pierwszego odcinka przewidzieć przebieg kolejnych piętnastu – do szóstego odcinka główna para będzie się nienawidzić i oczywiście ku złośliwej karmie spotykać w najmniej oczekiwanych miejscach, w szóstym polecą pierwsze iskry, w ósmym któraś ze stron uświadomi sobie, że jest zakochana, w dziesiątym-dwunastym wybuchnie prawdziwa miłość, a widzowie będą raczeni słodkimi ujęciami pary randkującej w kawiarni czy wesołym miasteczku, w trzynastym-czternastym wyniknie jakiś wymuszony konflikt, który rozdzieli Parę Sobie Przeznaczoną i dopiero w ostatnim zejdą się z powrotem, żyjąc długo i szczęśliwie.
Jako, że ostatnio telewizje kablowe przeżywają prawdziwy boom na dramy, próbują wszystkiego co niekonwencjonalne, aby przyciągnąć choć tę kilkuprocentową oglądalność w środku nocy, poza prime timem oczywiście. Nieoczekiwanie najlepszą dramą zeszłego roku przez wielu było „Joseon X Files” – science-fiction w erze Joseon, wyraźnie inspirujące się serialem „Z Archiwum X”.
„I Need Romance” to wbrew pozorom jedna z wielu dram w stylu „Seksu w wielkim mieście”. Zresztą praktycznie każda próbuje się nazwać koreańską wersją tego serialu, jeśli tylko dotyczy romansowania kilku bliskich przyjaciółek… Rzecz w tym, że dopiero „I Need Romance” naprawdę mi się spodobało, ba!, to jedyna drama od dłuższego czasu, której wyczekiwałam każdego odcinka i umierałam z powodu, że mają one tylko czterdzieści pięć minut. Chociaż może w tym cała magia? Bo chyba wciągu ostatnich piętnastu minut odcinka można najbardziej się znudzić, czekając na jakiś pojawiający się znikąd cliffhanger?
Recenzowana drama po pierwsze nie upodabnia się sztucznie do „Seksu w wielkim mieście”, dodając tylko parę „ostrzejszych” scen (to wyrażenie w koreańskich dramach nie istnieje!). Co prawda główni bohaterowie całowali się już w pierwszej minucie show – wielu widzów dostrzeże, że to desperacki chwyt… Chciałabym jednak pochwalić „I Need Romance” za ukazanie wspaniałego romansu – mimo wszystko bajkowego, ale ze zwrotem akcji, którego nikt się nie spodziewał, bo tak realistycznym. Walący się dziesięcioletni związek In Young i Sung Soo wydaje się na pierwszy rzut oka toksyczny, gdyż mamy wielką ochotę walnąć bohaterkę w głowę, żeby przestała się nim przejmować i do niego wracać. Było to trochę niezrozumiałe, kiedy widziała, że zdradza ją z Kang Hee, a nadal mu wierzyła (właściwie w co wierzyła?) i uważała, że wciąż są razem, więc otrząśnięcie się z tego trwało trochę za długo. Myślałam, że tytuł tej dramy nawiązuje do tego, że In Young potrzebuje nowego mężczyzny, aby zakończyć znajomość z Sung Soo, rozpocząć nowy etap w życiu i przeżyć jakieś nowe doświadczenie (Sung Soo był jej pierwszym i do tej pory jedynym kochankiem). Okazało się jednak, że Sunwoo In Young potrzebowała romansu, aby po małej przerwie docenić Sung Soo jeszcze bardziej i do niego wrócić, ponieważ jak to stwierdziły jej przyjaciółki – to jedyny mężczyzna, który potrafił zaakceptować ją taką, jaka jest, ze wszystkimi wadami.
Pierwszy, drugi?
Zanim jednak dojdziemy przy oglądaniu do inteligentnych wniosków, twórcy raczą nas romansem z Bae Sung Hyunem – typowym przystojnym, młodszym, bardzo bogatym i bardzo zakochanym mężczyzną. Sytuacja idealnie jak z konwencjonalnej dramy… Gdyby to było „The Woman Who Still Wants to Marry”, In Young na pewno czekałaby na Sung Hyuna, a potem żyliby długo i szczęśliwie. Sung Hyun jest jednak tym drugim, wbrew pozorom co prawda, kiedy Sung Soo przejawia się przez zdecydowaną większość dramy jako powracający koszmarek. Wygląda na idealnego bohatera koreańskiej dramy, ale widzimy jego wady – ciągłe zapewnianie In Young o swojej miłości i wymaganie od niej zaangażowania wielkiego jak jego własne, choć prawdę mówiąc, mało robił. Potem nagle oczekuje obietnicy, że nieważne, co by In Young widziała, ma mu wierzyć i pokazuje się z narzeczoną. To wystarczający dowód na to, że Sung Hyun jest tym drugim, który nigdy nie zdobędzie dziewczyny – oni zazwyczaj wyjeżdżają gdzieś lub znikają, a po powrocie oczekują tej samej miłości, co przedtem. Różnica jest tylko taka, że w tradycyjnych dramach dzieje się to na początku, kiedy bohaterka nastawia już radar na innego, a tutaj pojawiło się tutaj przy końcu. W ten sposób zyskaliśmy jedno z bardziej realistycznych rozstań, bo już myślałam, że zerwą ze sobą z powodu różnic klas lub nagle pojawią się znikąd źli rodzice. To byłby tani chwyt…
Scenariusz mimo paru histerycznych lub spontanicznie głupich momentów jest na wysokim poziomie, szczególnie jeśli porównać z paroma tegorocznymi komediami romantycznymi… Do aktorstwa mam już wielkie ale. Po pierwsze zatrudniono w miarę nieznane twarze – Jo Yeo Jung poza Koreą jest nierozpoznawalna, a Kim Jung Hun już zawsze będzie księciem Yulem z „Goong” – ale wcale nie wyszło to na lepsze. Jo Yeo Jung używa po prostu za dużo aegyo i szkodzi jej to absolutnie, bo nie ma dwudziestu lat. To powód, dla którego w połowie dramy byłam zmęczona nią i ciągłym rozdarciem pomiędzy Bae Sung Hyunem a Kim Sung Soo, choć najbardziej nią samą. W tym momencie jej przyjaciółki były o wiele bardziej ciekawsze, a także ich pomniejsze romanse, chociaż nie były zbyt głębokie. Przyznaję jednak, że dawno nie widziałam tylu dających się lubić postaci w dramie… Zazwyczaj kończy się na głównej bohaterce i jakiejś tam jednej przyjaciółce, która bardziej jest elementem komicznym.
Drama starała się jak mogła, by wyglądać luksusowo i całkiem nieźle z tego wybrnęła przy (podejrzewam) niskim budżecie. Stałym chwytem stało się włączanie screencapów, pięknych ujęć, które były akcentami. Z muzyką też jest nieźle, najpierw myślałam, że włoskie i francuskie piosenki są bardzo na siłę, żeby sprawić wrażenie elegancji, ale okazało się, że główny motyw nawiązuje w swoim tekście do sytuacji w dramie.
„I Need Romance” mogę polecić. Nie nazwałabym tej produkcji wybitną, ale zdecydowanie wyróżnia się świeżością i ciut większą odwagą od szarej masy pozostałym komedii romantycznych, które zawsze są hit or miss, nic pośredniego.
Ocena
Fabuła – 8/10
Kwestie techniczne – 9/10
Aktorstwo – 6/10
Wartość rozrywki – 10/10
Średnia – 8,25/10