United Cube w Londynie, 5 grudnia 2011, Brixton Academy

Zwlekałam długo z tą relacją, ponieważ musiałam dojść do siebie i czekałam na pendrive’a ze zdjęciami od mistral6, żeby cokolwiek do tego tekstu dołączyć. Z miejsca odsyłam was do jej bloga – justb2stpl – po fancamy, jeśli chcecie zobaczyć to, co my widziałyśmy… A naprawdę się działo, to przecież Cube! W Londynie! Na wyciągnięcie ręki!

Zaskakujące jest to, że poradziłyśmy sobie, kiedy tak wiele rzeczy mogło się nie udać. Już od razu przestrzegam innych – zdobycie biletów na koncert jest najłatwiejsze, bo martwienie się o przelot, nocleg, transport i budżet to prawdziwe utrapienie…

W Brixton Academy byłyśmy gdzieś przed 12 popołudniu. Jak tylko zobaczyłam fanki siedzące na chodniku i opatulone kocami, zwątpiłam. Przez cały miesiąc powtarzałam sobie z mistral6, że musimy koniecznie być pod sceną, ale w tym momencie entuzjazm mnie opuścił. Ustawiłyśmy się na końcu kolejki, która biegła wzdłuż całej długości budynku. Do środka miano wpuszczać o 17:30, dwie godziny przed koncertem. Generalnie byli prawie sami Azjaci, to takie fajne uczucie, kiedy możesz mówić, co tylko ci się żywnie podoba, bo nikt cię nie zrozumie… Będąc czteroosobową ekipą, co jakiś czas rozdzielałyśmy się na pół i kiedy jedne szły się wyprostować, drugie trzymały miejsca w kolejce.

Oczywiście tylko ja musiałam mieć to szczęście, że kiedy szłam wysłana po jedzenie do sklepu, coś się działo. Za pierwszym razem upierano się, że właśnie widziano prezesa Hong, potem podobno Kikwang wychylił się z okna. Dzięki Bogu koleżanki zachowały zimną krew i kiedy tłum ruszył w stronę rzeczonego idola, one przesunęły się w kolejce do przodu. Od bramki wejściowej dzieliło nas jakieś dwadzieścia metrów tłumu, ale wieczorem okazało się, że jednak jesteśmy całkiem na początku, w porównaniu do innych…

Otworzono bramki. Tłum ruszył gwałtownie do przodu, prawie się miażdżąc. Zimno, ciasno. Nogi miałam już zdrętwiałe od stania bite sześć godzin, kiedy przede mną były jeszcze cztery. Minęłyśmy z ciężkim sercem stoiska z gadżetami i od razu poszłyśmy na salę.

W środku Brixton Academy wyglądało jak teatr, z którego pozbyto się siedzeń. Prawie biegiem dostałyśmy się najbliżej sceny jak tylko się dało, było to ZALEDWIE PIĘĆ METRÓW. Pierwszy raz ucieszyłam się ze swoich 175 cm wzrostu, bo nad niziutkimi Koreankami widok miałam idealny, póki nie podnoszono rąk w górę… Na telebimie dla zabicia czasu puszczano w kółko zestaw tych samych teledysków. Im bliżej godziny zero, tym ciaśniej. Początkowo stałam po prawej stronie sceny, ale wraz z rozpoczęciem koncertu tłum potoczył się jak domino i prawie lądując na ziemi, znalazłam się jakoś na środku i to jeszcze bliżej.

Pierwsze były 4minute. Byłam zaszokowana tym, że na żywo są jeszcze ładniejsze niż w telewizji, może poza Jihyun, ale kurcze, nie mogłam nic zarzucić Hyunie, mimo że sympatią ją nie darzę. Gayoon jest idealna. Jiyoon też, a na występ przedłużyli jej włosy. Obie zresztą zaśpiewały jako unit cover Ke$hy – Blow, który właściwie przebił wszystkie inne piosenki 4minute i oczywiście Bubble Pop. Rapująca Gayoon… Poczułam również moc tradycyjnego koreańskiego efekciarstwa, bo nie mogło się obyć bez fajerwerków, słupów ognia i serpentyn. Z pięciu metrów czułam wielki żar, nie wyobrażam sobie, jak mieli ci na przedzie…

Po nich wystąpiła G.NA. Jak bardzo ją lubię, tak modliłam się, żeby już skończyła i weszli Beast… To jedna z wad tego koncertu – fatalne planowanie. Trwał on trochę ponad dwie godziny, ale zamiast mieszać piosenki jak np. na YG Family, po kolei występowali 4minute, G.NA i Beast. Było widać, że są zmęczeni swoimi maratonami hitów.

Beast zaczęli gdzieś godzinę od rozpoczęcia koncertu. Fanki chyba się oszczędzały wcześniej, ponieważ przez pierwsze Shock i Soom ich wrzaski były przeraźliwe.

Oni są jeszcze bardziej idealni w rzeczywistości… Trochę chudzi i niscy, ale co tam… Akurat cały czas miałam przed oczami Hyunseunga, który chyba napalił się po swojemu, bo kiedy inni wariowali na scenie, on szpanował tańcem. Oczywiście było Trouble Maker. Doojoon jest genialny w randomowych minach! Jakoś przeszedł mi koło nosa Kikwang, bo zawsze stał najdalej ode mnie. Yoseob jest słodkim stworzeniem, Dongwoon coś tam mamrotał po angielsku, czego nikt nie rozumiał, przez połowę występu umykał mi też Junhyung, ale potem pod koniec widziałam go lepiej.

W United Cube jakoś mało było jedności, czułam się po prostu, jakbym oglądała trzy osobne koncerty. Sama siebie przeraziłam, bo podeszłam do wszystko jakoś tak kompletnie bez emocji. Coś tam pokrzyczałam i pośpiewałam, ale przez większość czasu stałam spokojnie jak zadowolona matka patrząca na swoje dzieci. Z innymi było zupełnie inaczej… Jak pierwszą dziewczynę przerzucono przez barierkę bo chyba mdlała, nagle zrobił się wysyp niewiast w potrzebie do tego stopnia, że zaczęłam się zastanawiać, czy może czasem nie biorą ich do jakiegoś sekretnego eventu… Beast nie byli tym pocieszeni, Hyunseung spoglądał pod scenę trochę z przerażeniem i niepokojem.

Ale jakie są moje ogólne wrażenia? Nie było aż tak fantastycznie jak sobie wyobrażałam. W końcu wszystkie hity Cube się zna, a jakąś odmianą w repertuarze było wymienione Blow, G.NA coverująca Take a Bow i Rude Boy Rihanny oraz występ tancerzy do Party Rock Anthem. Brakowało mi specjalnych występów czy eventów tylko z okazji tego koncertu, szczególnie jak potem obejrzałam na youtubie fancamy z YG Family Concert… Ale mimo wszystko było warto. Widziałam Beast z bliska, zaliczyłam pierwszy w życiu koncert gwiazd popu. To zupełnie inna energia niż koncerty rockowe…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.