Znane też jako: Doomsday Report, The Destruction of Humanity Report, The Fall of Humanity, Inryumyeolmangbogoseo, 인류멸망보고서
Na podstawie: pomysł oryginalny
Gatunek: zbiór nowel, science-fiction
Reżyseria: Lim Pil Sung & Kim Ji Woon
Premiera: 2012
Obsada: Ryu Seung Bum, Go Jun Hee, Kim Kang Woo, Kim Gyu Ri, Park Hae Il, Jin Ji Hee, Bae Doo Na, Song Sae Byuk, Yoon Se Ah, Lee Seung Jun, Ryu Seung Soo, Song Young Chang, Kim Seo Hyung
.
Powiedziałabym, że koreańskie kino science-fiction kuleje. Na pewno nie jest w powijakach, ale zatrzymało się na etapie wielkich biustów, kosmitów i klasy B, ewentualnie filmy tytułują się tym gatunkiem dla drobnych elementów w fabule, tak samo jak ja nazywam wszystkie ostatnie dramy z motywem podróżowania w czasie „fantasy”. Dlatego „Doomsday Book” jawiło mi się jako film przełomowy i bardzo go wyczekiwałam. Obsada jednak była podejrzanie świetna i teoretycznie bardzo droga, aż w końcu moje wątpliwości rozwiało zwykłe dowiedzenie się więcej na temat…
„Doomsday Book” to film omnibusowy, a więc składający się z nowel filmowych, w tym przypadku trzech. Z reguły nie lubię takich produkcji, ponieważ wcale nie sprawia mi przyjemności oglądanie krótkich historyjek, które z reguły nie mają ze sobą nic wspólnego i nie potrafią mnie zainteresować, mając do dyspozycji tylko kilkanaście lub kilkadziesiąt minut. Mogłyby równie dobrze zostać wypuszczone jako osobne filmy krótkometrażowe… Tak samo nie czytam zbiorów opowiadań.
Co może być zaskakujące, „Doomsday Book” zaczęło już być kręcone w 2006 roku, ale z powodu braku funduszy produkcja poszła w zawieszenie (co niespodzianką wcale nie jest). Oryginalnie trzy nowele składające się na ten film były dziełem trzech reżyserów. Jednakże segment pt. „Christmas Present” w reżyserii Han Jae Rima („The Show Must Go On”) nie został dokończony z powodu problemów finansowych. Dopiero niedawno, gdy pieniądze się znalazły, reżyserzy dwóch innych segmentów – Lim Pil Sung („Hansel and Gretel”) oraz Kim Ji Woon („I Saw the Devil”) – połączyli siły i stworzyli finałowe „Happy Birthday”.
„Doomsday Book” prezentuje szerokie spektrum w obszarze gatunku science-fiction – mamy nowelę o zombie, inną, niemal klasyczną rozprawiającą o zatarciu granicy między człowiekiem, a robotem, a także katastroficzną z typowym elementem nadlatującego obiektu zwiastującego zagładę Ziemi. Chciałabym się najpierw skupić na drugiej w kolejności noweli, która jest zarazem najdłuższa – „Creation of Heaven” Kim Ji Woona.
Reżyser ten znany jest z brutalnych, bardzo dobrych filmów, które w zdecydowanej większości przywędrowały nawet do Polski. Jego segment okazał się jednak odskocznią od zwyczajowego stylu, z jakim mogliśmy go kojarzyć, a mnie osobiście nasunął wiele skojarzeń z zachodnim kinem i literaturą. „Creation of Heaven” traktuje o androidzie, który mieszkając z mnichami w buddyjskiej świątyni, rzekomo doznał oświecenia. Jego producent wysyła więc technika, żeby sprawdził, w czym tkwi usterka.
Temat granicy między człowieczeństwem, a byciem wciąż robotem nie jest nowy, a Kim Ji Woon w swoim małym dziele narobił trochę namieszania z przesłankami niczym Dick czy Asimov w swoich powieściach, ponieważ ostatnia scena jego noweli wymownie wskazuje, że Kim Kang Woo grający technika też może być robotem. Zostali nam przedstawieni ludzie, którzy w maszynach widzą coś więcej niż stalowy obiekt, jednak zabrakło jakiegoś elementu, który bardziej wciągnąłby w fabułę. „Łowca androidów” skłania w końcu do głębokich przemyśleń, jednak to właśnie jego otoczka sprawia, że w ogóle zaczynamy się interesować tym, co widzimy na ekranie. Androidy w azjatyckim stylu wraz z ograniczonym budżetem ograniczyły się niestety do buddyjskiej filozofii (która może być mało zrozumiała), długiego sporu i małej przerwy, kiedy poza zdjęciami w świątyni znalazła się w również w noweli bardzo dobra scena, kiedy do bohatera przychodzi dziewczyna nalegająca, żeby naprawił jej elektronicznego psa.
Zainteresowało mnie przedstawienie ludzi z korporacji jako przeciwników rozwoju androidalnej technologii, którzy widzą w tym potencjalne zagrożenie. Z reguły to właśnie firma dąży do kolejnego przesunięcia granicy, kiedy głównym bohaterem jest jakiś tęskniący za starymi czasami outsider nieufający robotom. Jednak spór o wyłączenie bądź pozostawienie RU-4 w spokoju niepotrzebnie został rozwleczony, przez co byłam trochę znużona tą nowelą, mimo że naprawdę doceniam jej wartość…
Pozostałe dwie to komercyjne pastisze. Apokaliptyczne „Happy Birthday” bardzo przypomina swoim absurdem „Wonderful New World”, co wskazuje na to, że Lim Pil Sung miał więcej do powiedzenia niż Kim Ji Woon. Nie znajdziemy tu żadnych wyższych wartości, tylko osobliwy czarny humor, dzięki któremu epidemia zamieniająca ludzi w zombie rozpoczyna się od bałaganu w pewnym domu i mutujących zarazków w śmieciach, a w trzeciej noweli światu zagraża nadlatująca kula bilardowa gigantycznego rozmiaru, kupiona w sklepie internetowym należącym najwyraźniej do obcych. Można się tu doszukiwać krytyki współczesnego konsumpcjonizmu, jednak ja wolę pozostawić „Wonderful New World” i „Happy Birthday” jako rozrywkowe kawałki. Warto jednak zaznaczyć, że ten pierwszy tytuł to jeden z nielicznych koreańskich filmów o zombie. Głównie dlatego, że w tym rejonie świata zwłoki poddaje się kremacji, a nie pochówku w ziemi.
Jak widzicie, „Doomsday Book” to bardzo osobliwa mieszanka historii, stylów i klimatów, jednak każda z nowel poniekąd przedstawia nam koniec świata. To intrygujący film, z pewnością inny od wszystkich koreańskich filmów, jakie widziałam, ale jednocześnie jestem przekonana, że nie będzie popularną pozycją. To nie jest wybitne dzieło. Tym razem nie zawyżam oceny tylko dlatego, że lubiane elementy zachodniej kinematografii widziałam po raz pierwszy w koreańskiej produkcji, więc nie ma z czym tego porównać… „Doomsday Book” to z pewnością uczta dla oka, ale to trzy osobne filmy, a nie zwarta kolekcja.
Zdobyte nagrody
2012 Fantasia Film Festival:
- Cheval Noir Award dla najlepszego filmu
2012 Toronto After Dark Film Festival:
- Special Award