Faith

Znane też jako: The Great Doctor, Sinui, 신의

Na podstawie: pomysł oryginalny

Gatunek: historyczny, medyczny, fantasy

Ilość odcinków: 24 x 70 min.

Premiera: 2012

Obsada: Kim Hee Sun, Lee Min Ho, Lee Philip, Yoo Oh Sung, Ryu Deok Hwan, Park Se Young, Shin Eun Jung, Sung Hun, Park Yoon Jae, Kang Chang Mook, Kim Jong Moon, Yoon Kyun Sang

.

Pożyczmy sobie lekarza

Era Goryeo, rządy króla Gongmina, który łatwo daje się manipulować chińskiej dynastii Yuan. Władca wraca do kraju po dziesięciu latach za granicą, chroniony przez generała królewskiej ochrony Woodalchi, Choi Younga. Zostają oczywiście zaatakowani w nocy, a poważnych obrażeń doznaje żona Gongmina, chińska księżniczka No Guk, mając rozciętą tętnicę szyjną. Młody król obawia się bardziej o polityczne skutki tego wypadku niż samą królową, z którą są w bardzo napiętych stosunkach, ale niemniej powierza Choi Youngowi zadanie sprowadzania jakiegoś ucznia Hwaty, legendarnego lekarza, który przybył z „niebiańskiego” portalu, żeby uratował No Guk. Nasz bohater ląduje we współczesnym Seulu.

Choi Young pyta się napotkanego mnicha o lekarza, ale ten nie rozumiejąc go za bardzo, kieruje go do Gangnam, gdzie akurat ma miejsce konwent chirurgów plastycznych. Tam znajduje Yoo Eun Soo, która akurat daje wykład. Była kiedyś ogólnym chirurgiem, ale przerzuciła się na medycynę estetyczną z powodów finansowych. Choi Young porywa ją ze sobą do portalu, pokonując przy tym cały oddział SWAT. Kobieta jest na skraju załamania, ale wojownik obiecuje jej, że odeśle ją z powrotem do domu, jeżeli uratuje królową. Przenoszą się z powrotem do Goryeo, co Eun Soo uparcie neguje, wierząc, że ktoś się z nią bawi. Obecność osoby z „nieba” na dworze wprowadza trochę chaosu, ale kiedy Eun Soo dowodzi swoich umiejętności medycznych, staje się kartą przetargową, o którą będą walczyć król ze szlachcicem Ki Chulem sympatyzującym z Yuan.

Jeszcze raz

Modlę się po cichu, żeby ta cała mania na podróżowanie w czasie skończyła się na „Faith”… Mam już dość ciągłego przytaczania tych wszystkich tegorocznych tytułów, bo w ogólnym rozrachunku dają nam obraz porażki. „Faith” było jednak dramą, o której pierwsze newsy datuje się na 2010 rok, a główna rola męska należała początkowo do Lee Jun Ki, zanim nie postanowił pójść do wojska (z którego zdążył już wrócić, więc pomyślcie sobie jaki szmat czasu już minął…). Nie mogę więc powiedzieć, że to produkcja jadąca na ostatnim trendzie… „Faith” miało mnóstwo czasu na przygotowania i poprawki. Byłam naprawdę podekscytowana tą premierą, ponieważ szczerze wierzyłam, że to będzie wreszcie dobry przykład na to, jak poprawnie połączyć sageuk z medycyną i fantasy. Twórcy „Dr. Jin” pozywali niczym idioci „Faith” o plagiat, a ja tylko zacierałam łapki na tę dramę, będąc przekonana, że im pokaże. Jaka byłam głupia i naiwna…

Chciałabym wreszcie dać upust swoim frustracjom na poważnie, dlatego wybaczcie, jeśli okaże się, że się wymądrzam lub wychodzę na jakąś pseudointelektualistkę… Ale ktoś chyba musi sprowadzić niektórych ludzi na ziemię lub powiedzieć coś głośno, co być może niektórzy zachowują dla siebie.

Sageuk to nie jest gatunek, w którym każdy może sobie zagrać. W przeszłości dramy historyczne mogły być emitowane nawet przez dwa lata, dobijając do ponad stu, dwustu odcinków, a przez większość czasu bohaterowie siedzieli i konspirowali, co jest teraz po prostu nudne. Wtedy sageuki oglądali tylko i wyłącznie mężczyźni, których interesowały intrygi polityczne, teraz to seriale dla każdego, które tytułują się nazwą „fusion sageuk”, co oznacza mniej więcej tyle, że niektóre elementy dramy zostały zmodernizowane (czyt. nie musi być ścisłego odwzorowania faktów historycznych).

Zagranie w sageuku czyli dramie, w której nie można sobie poradzić tylko i wyłącznie za pomocą dobrego wyglądu, uroku osobistego i chwytów komediowych, powinno być czymś z „wyższej półki” – tzn. kolejnym poziomem w sztuce aktorskiej niedostępnym dla większości gwiazdek kpopu, byłych modeli i ładnych twarzy z komedii romantycznych. Ostatnio jednak niebezpiecznie się to wypośrodkowało, ponieważ twórcy znaleźli idealne rozwiązanie jak zrobić „sageuk” używając do tego ludzi słynniejszych bardziej z wyglądu niż zachwycających umiejętności aktorskich… Wystarczy wymieszać gatunki!

Rozwalenie konwencji

Song Seung Hun to niesamowity przypadek człowieka, który zrobił karierę tylko i wyłącznie na przystojnej twarzy, ponieważ najwyraźniej starczało to w latach 90. do angażu w trendy dramach, a teraz jego sława podsycana jest ciągnącą się za nim legendą. Tegoroczny „Dr. Jin” to pierwszy sageuk w jego karierze. Nie dość, że wypadł fatalnie, to jeszcze bardziej żenujący jest fakt, że tak naprawdę nie musiał się za bardzo wysilać, skoro grał osobę ze współczesności wrzuconą tylko w historyczne realia… Zawsze uważam, że staroświecki język jest najtrudniejszym zadaniem dla aktora grającego w sageuku, ponieważ można recytować ładnie słowa, ale sprawiać wrażenie nienaturalnego i męczącego się ze swoim tekstem jak Oh Ji Ho w „Chuno” (który zresztą też jest ładną buźką nienadającą się do sageuków, ale mimo wszystko wypadł lepiej niż Song Seung Hun w swojej dramie…). Wystarczył jednak trik z podróżą w czasie, żeby ułatwić chociażby częściowo element sageuków, który potencjalnie może sprawiać najwięcej kłopotu. Song Seung Hun mówi współczesnym językiem w swoim pierwszym sageuku, które ma niby być krokiem milowym w jego karierze i przejściem do bardziej „dojrzałego” aktorstwa. A guzik! Tak samo może działać „Rooftop Prince”, odwracając tylko sytuację – Yoochun nie mając konkurencji w swoim „sageukowym” stylu grania wydaje się być całkiem niezły, ale nie sądzę, że tak samo wyglądałby u boku, powiedzmy, Jang Hyuka.

Czytałam dużo krytyki na temat Kim Hee Sun. Jest ona piękną aktorką i jedną z największych gwiazd z lat 90. Grała naprawdę dużo (nawet w kilku produkcjach rocznie), ale podobno w ogóle się do nich nie przygotowywała, wybierając zaraz kolejny projekt po zakończeniu jednego, za co ją krytykowano. „Faith” jest oczywiście pierwszą jej dramą, jaką zobaczyłam i szczerze miałam nadzieje, że Kim Hee Sun okaże się dobrą aktorką, wartą swojego wielkiego nazwiska. Niestety wydała mi się tylko starszą wersją Park Min Young – radosną osóbką, która w każdej sytuacji wygląda przepięknie i płacze jak z obrazka, ale cały czas sprawia bardzo płytkie wrażenie. Kobieta miała ponad dwa lata na przygotowanie się do „Faith”, ponieważ pozostawała wierna temu projektowi, kiedy przechodził on produkcyjne piekło. Nie wiem nad czym spędziła ten czas, ponieważ irytowała mnie niczym jakaś debiutantka bez talentu, której poszczęściło się i dostała główną rolę. Była aż komiksowo ekspresywna. Spodziewałam się po „Faith” czegoś epickiego, a dostałam epicko kiczowatą komedyjkę sytuacyjną, która potem zmieniła się w nudy.

Transcendentalnie, nudno i pusto

„Faith” zapowiadało się na prawdziwą dramę fantasy z magią i całą tą resztą. Choi Young miał moc elektryczności, Ki Chul potrafił zamrozić dotykiem, a jego dwaj kompani też mieli supermoce – Eum Ja zabijał dźwiękiem swojego fletu, a Hwasooin miała moc ognia. Brzmi to strasznie niepoważnie, ale wybaczyłabym wszystko dla dobrych efektów specjalnych i wizualnego cudeńka. Niestety całe moje podekscytowanie „Faith” opadło już w PIERWSZYM ODCINKU. Przyczyniło się do tego „aktorstwo” Kim Hee Sun oraz beznamiętność Lee Min Ho, którego fenomenu nigdy nie pojmę, ale recenzowana drama poległa niemal we wszystkich aspektach, stając się czymś śmiechu wartym. Powiedziałabym, że jeszcze zabawniejsi są internauci, dla których „Faith” to jeden z pierwszych sageuków w życiu (o ile nie pierwszy) i wypisują peany na temat doskonałego aktorstwa Kim Hee Sun i ich Min Ho oppy. Ja ich mogę pochwalić tylko za przyzwoity poziom chemii, mimo dzielącej ich sporej różnicy wieku. Pod względem romansu „Faith” spisało się całkiem porządnie, mimo że uczucia głównej pary wydawały mi się trochę zbyt platoniczne.

Śmieszyli mnie ci wszyscy nieznani aktorzy w pomniejszych rólkach, którzy nie wiadomo skąd się urwali. Śmieszyła mnie charakteryzacja i kostiumy niektórych osób, wyglądających jak z kreskówki. Śmieszyła mnie niska oglądalność w porównaniu do przedpremierowego szału, ponieważ po raz pierwszy od dawna w pełni zgadzałam się z koreańskimi widzami. Śmieszyła mnie schizofrenia tej dramy, która raz oscylowała między komedią, a raz była śmiertelnie poważna („Dr. Jin” przynajmniej przez cały czas było kiczowato poważne, co stało się niezamierzenie śmieszne – dlatego dałam tej dramie punkt więcej za rozrywkę). Gdyby przynajmniej z tego wyszło ładne romansidło… W końcu jestem dziewczyną, czasami daję się na coś takiego złapać jak w przypadku „The Moon That Embraces The Sun”…

Niestety „Faith” polega również fabularne. I to jest zaskakujące, zważywszy na fakt, że ten duet reżysera i scenarzystki stworzył razem jedne z najsłynniejszych i najbardziej epickich dram takich jak „Eyes of Dawn”, „The Sandglass”, „Daemang” czy „The Legend”… „Faith” jest wyjątkowo puste, ponieważ odniosłam wrażenie, że dałoby się upchnąć tę dramę w dwudziestu, a może nawet szesnastu odcinkach. Wydaje mi się, że produkcja dosyć szybko przeszła w tryb kręcenia „na żywo”, ponieważ akcja nie wychodziła poza pałac, a fabuła opierała się tylko na intrygach politycznych księcia Deokheunga. Po prostu ni stąd ni zowąd odniosłam wrażenie takiego zastania… Nawet medyczne elementy dramy poszły w niepamięć poza okazjonalnym mierzeniem przez Eun Soo pulsu Choi Younga…

Postać lekarza Jang Bina po prostu zniknęła bez słowa, kiedy grający go Lee Philip dostał urazu oka, Hwasooin i Eum Ja to najbardziej beznadziejna i niepotrzebna dwójka czarnych charakterów, a w pewnym czasie zaczęłam się zastanawiać, gdzie się podział Ki Chul, kiedy na pierwszym planie był tylko plan przejęcia tronu przez Deokheunga. Po prostu jedno wielkie rozczarowanie. Również pod względem technicznym, ponieważ kiedy porównać tę dramę z emitowanym obecnie „The Great Seer” również umiejscowionym w Goryeo, kolory są wyblakłe, zdjęcia monotonne, muzyka kompletnie niewpadająca w ucho. I będąc w mniejszości, uważam, że animowane sekwencje z pierwszych odcinków kompletnie nie pasowały ani nie robiły wrażenia, ponieważ zamiast być artystycznym dodatkiem, kojarzyły mi się z jakimś „Samurajem Jackiem”.

Fanki Lee Min Ho, sięgajcie po „Faith” śmiało, jeśli chcecie zobaczyć swojego ulubionego aktora zarzucającego grzywą i wymachującego mieczem. Reszcie kompletnie nie polecam tej dramy, ponieważ nie wyobrażam sobie, jak ktoś zdołałby ją skończyć bez oglądania w czasie premiery. Ja pociągnęłam ją do końca, bo chciałam po prostu wylać swoje żale. Inaczej już dawno bym tę dramę rzuciła.

Zdobyte nagrody

2012 SBS Drama Awards:

  • Top Excellence dla Lee Min Ho
  • Top 10 Stars – Lee Min Ho
  • New Star Award dla Park Se Young

2012 Republic of Korea Culture Entertainment Awards:

  • najlepsza aktorka – Kim Hee Sun

Ocena:

Fabuła – 4/10

Kwestie techniczne – 5/10

Aktorstwo – 5/10

Wartość rozrywki – 4/10

Średnia – 4,5/10

12 Comments

  1. Ponieważ uwielbiam LMH, choć w żadne sposób nie potrafię sobie tego zafascynowania wytłumaczyć i skoro nawet przebrnęłam dla niego przez koszmarny moim zdaniem „Personal Taste” to „Faith” jest dla mnie produkcją najwyższych wzruszeń. I to nie jest tak, że pewnych niedociągnięć nie dostrzegam, ale po prostu LMH przysłania mi wszystko ^^ Całą moją uwagę przyciągnął romans pomiędzy Generałem i Doktórką, który od 12 odcinka rozkwita i do końca trzyma niezły poziom. LMH wygląda pięknie, nie wiem czy zgodnie z zamierzeniem ale jego bohater ciągle jest uroczo zakłopotany otwartością i bezpośredniością Doktórki co niezwykle mi się podobało, a ona jest ładna i nic więcej od niej nie oczekiwałam (boszeeee to straszne, że pisze to kobieta, co? :P).
    Dlatego nie żałuję nawet minuty jaką poświęciłam na tą dramę i na pewno obejrzę ją jeszcze nie raz, bo lubię wracać do takich produkcji.
    Ciekawa jestem natomiast recenzji Aranga, bo ta drama mi wcale nie podeszła i oglądałam ją mocno przewijając :) A „Dr Jina” nie dałam rady obejrzeć do końca.

    Polubienie

  2. A mi się akurat Faith bardzo podobała.
    Prawda, że była to moja pierwsza drama, ale radosne komiksowe fantasy zawsze mi się podobało. Para głównych bohaterów miała chemię kawałka drewna z kamieniem aż gdzieś do połowy, ale że był to akurat moment, w którym nawet przestano udawać, że jest tam jakaś fabuła, udawanie romansu było dobrym wyjściem. :3
    I nie pozwolę obrażać pana od fleta i jego siostry. Kocham ich niemal tak bardzo jak Gi Cheola, którego ichnio-Ibiszowość oczarowała mnie od pierwszego wejrzenia.
    Co zresztą było dla mnie zaskoczeniem – po raz pierwszy w czymkolwiek UWIELBIAŁAM każdą postać. Każdą. Tajemniczych Złowieszczych Pszczelarzy również.

    A muzyka wybitnie mi się podobała i mam cały OST na komórce. Inspiruje mnie to Piratokaraibskie cudo.

    Krótko mówiąć – dostałam to, czego oczekiwałam, czyli płytkie fantasy romansidło z okazjonalnie ładną buźką i swataniem wszystkiego ze wszystkim w ślicznych, pseudo-historycznych realiach. I timetravel. A jest to dokładnie to, czego pragnie mój rozwalony amerykańskim gównem umysł. Może nie zachwyciłabym się wszystkim w tej dramie, ale zadziałała na *wszystkie* moje zboczenia i ogólnie cieszyłam się nią jak głupia.

    Jeżeli znasz inne fantasy historical romance, w którym główna bohaterka podróżuje do przeszłości i które kończy się happy endem, to, czymkolwiek w formie by nie było, wezmę z pocałowaniem ręki.
    I chyba tyle w temacie.

    Polubienie

    1. Bez przerwy mówię o tegorocznych tytułach z motywem podróżowania w czasie, więcej tego nie ma. To świeży trend po tym, jak w Chinach furorę zrobiło „Palace”.

      Polubienie

  3. Dobrze, że zaczekałam na Twoją recenzję, bo miałam w planach oglądać tę dramę, ale teraz sobie chyba jednak odpuszczę. Fanką Lee MIn Ho też specjalnie nie jestem, żeby się dla niego katować. Ciekawi mnie za to Twoja opinia na temat innego sageuka z elementami fantasy do którego się przymierzam, a mianowicie Arange and Magistrate. O ile oglądasz, to czekam niecierpliwie na recenzję :)

    Polubienie

        1. Mam jakieś 24 filmy na stanie do ewentualnego zrecenzowania. Nie spieszy mi się z tym. Ale jest też 5 dram, które dawno skończyłam i leżą (w tym tegoroczne Arang i Answer 1997), a także 10 kolejnych, które oglądam i dobrze by było, gdybym zrecenzowała przed zakończeniem roku… Z reguły zawsze sobie planuje na parę dni naprzód, co opublikuję na blogu, a potem i tak szlag to bierze, nie trzymam się planów i wyskakuję z jakimiś innymi tekstami, kiedy dramy na mnie czekają.

          Polubienie

          1. Ale tam nie dowiedziałabym się, jak bardzo Miica nie trzyma się harmonogramu xP Aczkolwiek, nie wiem jak reszcie, mi to nie przeszkadza, dopóki blog nadal trzyma poziom (a trzyma!)

            Polubienie

    1. Szczerze nie zapadła mi w pamięć, dlatego nie napisałam ani słowa więcej. Zazwyczaj, kiedy oceniam muzykę biorę pod uwagę instrumentalne tło, a nie dołączone ballady, chyba że za bardzo się wybijają.

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.