Znane też jako: Run to the South, Namjjeukeuro Twieo, 남쪽으로 튀어
Na podstawie: japońskiej powieści „South Bound” autorstwa Okudy Hideo
Gatunek: komediodramat
Reżyseria: Lim Soon Rye
Premiera: 2013
Obsada: Kim Yoon Seok, Oh Yeon Soo, Han Yeri, Baek Seung Hwan, Park Sa Rang, Kim Sung Kyun, Joo Jin Mo, Jung Moon Sung, Kim Tae Hun
.
Pamiętam, że przewidywano swego rodzaju rywalizację w kinach pomiędzy Ryu Seung Ryongiem w „Miracle in Cell No.7”, Ha Jung Woo w „The Berlin File” i właśnie Kim Yoon Seokiem w „South Bound”. Koreańczycy uwielbiają dobrych aktorów, jednak trzeba mieć jeszcze prawdziwy star power, dlatego Kim Yoon Seokowi powiodło się najgorzej pomimo tego, że w zeszłym roku był liderem bandy z hitowego „The Thieves”. Pewnie to też wina gatunku filmu, w którym zagrał, ponieważ „Run to the South” nie wyciśnie łez ani nie dostarczy adrenaliny. Jest to jednak strasznie niedoceniany film, ponieważ posiada wiele bawiącego mnie cynizmu, a przy tym uroku.
Kim Yoon Seok gra w „South Bound” Choi Hae Gaba – na pierwszy rzut oka nieodpowiedzialną głowę rodziny, bo jest to kontrowersyjny reżyser propagandowych filmów i anarchista. Nie płaci rachunków, odmawia nawet bycia obywatelem, a jego dzieci nie chodzą do szkoły. Ma swój mały wierny fanklub oraz wspaniałą żonę, która prowadzi małą restaurację. Wkrótce rodzina ucieka przed całym światem na małą wysepkę z dala od biurokracji. Tam zjednują sobie ich mieszkańców, a nawet dwóch policjantów, którzy na zlecenie bez przerwy obserwują Choi Hae Gaba. Okazuje się jednak, że parlamentarzysta Kim Ha Soo, z którym Hae Gab od lat walczy, postanawia wybudować na wyspie kurort, co jest równoznaczne z zabraniem ziemi i wyburzeniem domu.
Walka z systemem oraz granice wolności osobistej to bardzo poważne tematy, jednak „South Bound” to lekki film, mimo że zbyt ironiczny, aby nazywać go familijnym. Kim Yoon Seok jest jego sercem i duszą. Widziałam, że według niektórych Choi Hae Gab nie różni się za wiele od Lee Dong Joo z filmu „Punch”, jednak to musi być kwestia tego, że Kim Yoon Seok po raz kolejny wcielił się postać o niewyparzonej gębie, która traktuje młodzieńca (w tym filmie jego własnego syna) trochę z buta, ale oczywiście dla jego dobra. Jeśli coś działa tak dobrze, to po co narzekać? Choi Hae Gab z początku może się wydawać trochę irytujący, ponieważ jest strasznie uparty, a jego anarchistyczne zapędy sprawiają tylko więcej kłopotów jego rodzinie. Nietrudno jednak zauważyć, że bardzo się o nią troszczy, na swój sposób.
Pierwsza połowa filmu to konflikt Hae Gaba z jego synem Nara, który ucieka buntowniczo z domu, jednak nikt nie nim nie przejmuje i wraca pokonany. Druga połowa to obrona utopii, jaką rodzina Choi stworzyła sobie na wyspie. „South Bound” sprawia wrażenie bardzo japońskiego filmu (w końcu jest adaptacją japońskiej powieści) pod tym względem, że właściwie nie znajdziemy tutaj wybitnego aktorstwa tylko ekscentryczne postacie, ogólnie liczną obsadę, trochę dziwactw i zaskakująco dużo serca. Choi Hae Gab jest niemal jak bohater fantasy (lub przynajmniej jakiejś mangi), który jako jedyny broni swojego świata nieprzystającego do rzeczywistości.
Nie ma co się kłócić o realizm „South Bound”. Film ten po prostu daje całkiem fajne wrażenie niekonwencjonalności, szczególnie na tle ostatnich filmów koreańskich, które są czystymi przedstawicielami określonych gatunków. Nie nazwałabym „South Bound” feel good movie, ale z pewnością można się przy nim zrelaksować oraz spełnić swoją fantazję rzucenia wszystkiego w diabły.