Man on the Edge

Man on the EdgeZnane też jako: Gangster Shaman, Shaman Bum, Baksoogundal, 박수건달

Na podstawie: pomysł oryginalny

Gatunek: komedia gangsterska

Reżyseria: Jo Jin Kyu

Premiera: 2013

Obsada: Park Shin Yang, Uhm Ji Won, Jung Hye Young, Kim Jung Tae, Choi Jin Ho, Kim Sung Kyun, Choi Il Hwa, Jo Jin Woong

.

Nie jestem fanką Park Shin Yanga, w pewnym sensie nie znoszę go nawet. Możecie mnie nazwać nieracjonalną, ale ma to dużo wspólnego z tym, że jest powszechnie uwielbiany, kiedy dla mnie zwyczajnie brzydki, tak samo jak Kim Rae Won. W przypadku obu panów mam mimo to całkiem sporo ich tytułów na swoim koncie…

Pewnie nie zawracałabym sobie głowy „Man on the Edge”, ponieważ film ten wyglądał dla mnie jak kolejna, słaba komedia gangsterska, których Korea produkuje na pęczki i jedyną zaletą takich filmów są wspaniali aktorzy drugoplanowi (choć wszędzie ci sami…). Wydawało mi się, że Park Shin Yang nie ma już w czym grać i jego kariera zbliża się ku końcowi, bo jego zeszłoroczna rola drugoplanowa w „Miss Conspirator” była czymś zawstydzającym jak na zdobywcę dwóch telewizyjnych Daesangów.  Ku mojemu zdziwieniu „Man of the Edge” jest jednym z filmów, które odniosły jak do tej pory największy sukces w tym roku, a także spotkałam się z pozytywną recenzją tam, gdzie kompletnie się jej nie spodziewałam. Czy coś jest ze mną nie tak, czy to inni się mylą? Bo moim zdaniem „Man of the Edge” jest kiepskim filmem, tak jak zresztą przewidywałam.

Główny bohater Kwang Ho jest na szczycie hierarchii jako poważany przez swoich podopiecznych gangster i prawa ręka bossa. Ma jednak odwiecznego rywala z tego samego gangu, Tae Joo, który ostatecznie próbuje go zasztyletować, ale Kwang Ho łapie nóż w dłoń. Od czasu tej rany zaczynają się dziać dziwne rzeczy wokół niego. Wkrótce okazuje się, że opętały go duchy i jego przeznaczeniem stało się zostać szamanem. Z pomocą Myung wdziewa szaty, robi makijaż i zaczyna obsługiwać klientów, stając się lokalną sensacją. Duchy zaczynają coraz częściej go nawiedzać, prosząc o różne przysługi, więc Kwang Ho chcąc nie chcąc, będzie musiał pogodzić bycie szamanem z życiem gangstera.

Koncept tego filmu jest całkiem niezły. Zdążyłam już dużo się naczytać o koreańskim szamanizmie i towarzyszącej temu całej tej teatralności z różnych okazji, więc jestem bardzo skłonna zaakceptować wszystkie dziwactwa tego filmu, ponieważ jest on „realistyczny” pod tym względem, że nic w nim nie wymyślono (dlatego też pomimo obecności duchów nie zaliczam „Man on the Edge” do gatunku fantasy). Rzeczywiście wierzy się, że prawdziwym szamanem zostają tylko ci, którzy zapadają na boską chorobę shinbyung, po której ustąpieniu zyskują odpowiednie moce. Jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji czyli stanie się szamanem, bo inaczej shinbyung będzie nękać chorego aż do śmierci, jeżeli nie zaakceptuje swojego losu. Zaskakująco Kwang Ho długo się nie opierał, tylko wszedł w nową rolę, wyglądając trochę jak transwestyta (szamankami są przede wszystkim kobiety). Park Shin Yang z kolorowym eyelinerem wyglądał przekomicznie, ale ogólnie „Man of the Edge” wcale nie wydało mi się takie zabawne… A co? Miałam się śmiać z fruwającej ulotki, która uparcie podąża za głównym bohaterem?!

Wielka intryga tego filmu polegała na próbie zdemaskowania Kwang Ho przez Tae Joo, chociaż nie do końca rozumiałam, dlaczego robią z bycia głównego bohatera szamanem takie wielkie halo, oprócz tego że wyglądał idiotycznie. Jakoś nie gryzło mi się to z jego drugą rolą gangstera, w końcu każdy powinien mieć jakieś dodatkowe zajęcia. „Man of the Edge” nie zaskakuje, nie bawi i na dodatek w końcówce próbuje wziąć widza na litość poprzez melodramatyczny zwrot w fabule dotyczącej ducha dziewczynki, który chce się pożegnać z mamą. Tak właściwie istnieją tylko dwie rzeczy, które podobały mi się w tym filmie – Jung Hye Young i Uhm Ji Won. Uwierzylibyście, że to pierwszy film w dwudziestoletniej karierze Jung Hye Young? Wcieliła się tu ona w lekarkę, w której Kwang Ho trochę się podkochuje, kiedy jak zawsze zmienna niczym kameleon Uhm Ji Won była szamanką (oszustką?) Myung z ciężkim akcentem i dziwacznym zachowaniem.

Komedia gangsterska to dość częsty gatunek w koreańskim filmach, jednak „Man of the Edge” nie jest niczym przełomowym i tylko dowodzi temu, że takie filmy już dawno się wypaliły. Nie poleciłabym go.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.