Goddess of Marriage

Goddess of MarriageZnane też jako: Gyeolhonui Yeosin, 결혼의 여신

Na podstawie: pomysł oryginalny

Gatunek: komediodramat, romans, familijny

Ilość odcinków: 36 x 70 min.

Premiera: 2013

Obsada: Nam Sang Mi, Kim Ji Hun, Lee Sang Woo, Jo Min Soo, Lee Tae Ran, Jang Young Nam, Jang Hyun Sung, Kwon Hae Hyo, Kim Jung Tae, Shim Yi Young, Go Na Eun, Yoon So Jung, Jeon Guk Hwan, Clara, Lee Se Young, Kwak Hee Sung

Uwaga, recenzja zdradza zakończenie serialu!

.

Cztery wersje małżeństwa

„Goddess of Marriage” kupiło mnie totalnie już pierwszym zwiastunem, który był lekki, kreatywny i zrobił na mnie takie wrażenie, że spodziewałam się romansu starszych bohaterów z zabawnym spojrzeniem na różne strony małżeństwa. Innymi słowy zupełnie czegoś innego, niż to, co normalnie znajduje się w repertuarze dram weekendowych. Niestety zwiastuny dram nieużywające faktycznego, nakręconego materiału są albo strasznie mylące, albo po prostu ładne niczym reklamy, nie dając żadnego rzeczywistego pojęcia o dramie. Dlaczego wciąż daję się na to łapać?

Recenzowany tytuł skupia się wokół problemów małżeńskich czterech powiązanych ze sobą par. Słyszałam doniesienia, jakoby „Goddess of Marriage” miało mieć początkowo dwadzieścia odcinków, potem ambitnie powiększono liczbę do trzydziestu dwóch, a na koniec jeszcze z powodu opóźnień w produkcji następującego „Three Times Married Woman” wydłużono do trzydzieści sześciu. Przez to wszystko coś, co początkowo wydawało mi się odważnym rozwaleniem konwencji dramowych, po prostu znacznie obniżyło swój poziom, wypełniając dodatkowe odcinki rozciągniętymi konfliktami. Wydaje się, że chyba w takim środowisku produkcyjnym nie ma szans na nakręcenie czegoś rzeczywiście dobrego od początku do końca…

Song Ji Hye jest writerką radiową zaręczoną z bajecznie bogatym prokuratorem Kang Tae Wookiem. Właściwie nie wiadomo, czy go kocha, ale Tae Wook jest bardzo zaborczy i wręcz zmusza ją do ślubu z nim. Ji Hye ma poważne wątpliwości, ponieważ na krótko przed tym wyjechała sama do znajomej na Jeju, gdzie poznała przypadkowo przystojnego architekta Kim Hyun Woo i spędziła z nim noc. Wkracza jednak w świat chaebolskiej rodziny Kang, gdzie jest traktowana z łaską, że w ogóle może się tam znajdować i zmuszana do prac domowych razem z żoną brata Tae Wooka, aspirującego polityka Kang Tae Jina. Hong Hye Jung jest byłą prezenterką telewizyjną, która w pełni poświęciła się domowi, dzieciom, swojej nieznośnej teściowej i mężowi, który ją zdradza i bije. Nie jest jednak sympatyczna dla Ji Hye, tylko godząc się ze swoim losem, rygorystycznie trenuje ją do bycia wartą tytułu synowej rodziny Kang.

Siostra Ji Hye, Song Ji Sun, pracuje w wielkiej firmie na wysokim stanowisku, jednak ma rozlazłego, niezdecydowanego męża No Jang Soo, kapryśną córkę o wielkim marzeniu zostania prezenterką telewizyjną (dlatego chce naciągnąć rodziców na operację plastyczną), syna pragnącego być idolem i małą córeczkę. Jest to choleryczna, często wrzeszcząca kobieta, ale przy takich członkach rodziny każdy straciłby panowanie nad sobą, kiedy tylko ona próbuje utrzymać wszystko na miejscu. Brat Jang Soo, No Seung Soo, jest popularnym prezenterem, który wdaje się w romans ze swoją partnerką ze studia, seksowną Cynthią. Jego żona Kwon Eun Hee kocha go ponad życie, ale jest kurą domową bez żadnego kręgosłupa, dlatego najpierw wielokrotnie upokarza się, próbując dowieść, że mąż ją zdradza.

Właściwe wybory?

Relacje między naprawdę szeroką główną obsadą mogą się wydawać na pierwszy rzut oka pogmatwane, ale kiedy już się to wszystko ogarnie, okazuje się, że w gruncie rzeczy nie jest to skomplikowana drama, ponieważ każda z par ma jakiś problem, który potem jest rozwlekany. Boże, jak ja bym chciała, żeby „Goddess of Marriage” miało tylko dwadzieścia odcinków… Dla wielu może to być drama, która torturuje widza, jednak ja zauważam gdzieś pod tą odrzucającą powierzchnią pewną myśl… Bo wydaje mi się, że ta drama miała coś do powiedzenia, jednak wyszło, jak wyszło.

Przeczytałam, że scenarzystka Jo Jung Sun to taka pisarka próbująca trochę przetworzyć styl Kim Soo Hyun. Nie ma w tym nic złego, jeśli wzoruje się na najlepszych, ale jej postacie nie posiadają tej charyzmy ani nie wypowiadają tak ostrych słów, mimo że treść jej dramy rzeczywiście odchodzi od standardowego weekendowego repertuaru. Niby wszystko jest doskonale znane – mamy romans z chaebolem i potworną teściową, ale „Goddess of Marriage” nie jest absolutnie żadną bajką. Nie ma tu sprzeciwu przyszłej teściowej, która uparcie nie pozwala być z jej synem, policzkowania, wylewania wody w twarz i rzucania kopertami, ponieważ ta drama ma o wiele bardziej realistyczne podejście… Song Ji Hye pomimo niższego statusu społecznego jest zaakceptowana jako żona dla Tae Wooka, ale musi się dostosować do ICH gry czyli odpowiednio się zachowywać, ubierać i wstawać o czwartej rano, żeby przygotować śniadanie dla wszystkich. Ji Hye jako niezależna kobieta strasznie się z tym wszystkim męczy, a kumulujący się stres wyrządza poważne krzywdy jej zdrowiu. Tae Wook może ją pocieszać i składać obietnice, ale w gruncie rzeczy niewiele jest w stanie zrobić poza całkowitym odejściem z rodziny, czego oczywiście nie zrobi. Tak więc mamy całkowite złamanie motywu Kopciuszka i pokazanie brzydkiej strony chaeboli, która czasami jest groteskowa, ale przynajmniej ma lepsze podstawy niż w niejednej dramie – tutaj to nie są złe postacie siedzące na pieniądzach i tyle z ich charakterystyki, ale pierwszy raz widziałam, żeby gdziekolwiek pokazano korupcję milionerów, którzy piorą pieniądze, unikają podatków i nie myślą o jutrze.

Ze wszystkich bohaterek Hong Hye Jung jest w najcięższej sytuacji, skoro jej mąż traktuje ją dosłownie jak obiekt, a dodatkowo z kamienną twarzą wykonuje polecenia swojej teściowej. To dla mnie intrygujące, jak mało sympatyczna jest główna bohaterka Song Ji Hye, która właściwie niewiadomo czego chce i kogo kocha, dlatego pozostałe trzy bardzo za nią nadrabiają. Lee Tae Ran w roli Hye Jung to najlepsza aktorka tej dramy, ponieważ położono na jej barkach najwięcej dramatu. Aż chce się, żeby osiągnęła wielki sukces, rozwiodła się z mężem, obdarła Kangów z fortuny lub wsadziła ich do więzienia, jednak wynik tego wszystkiego może być rozczarowujący.

Prawdę mówiąc, nie oszukiwałam się. Mimo tego, że pragnęłam, aby część bohaterek rozwiodła się z sukinsynami, jakich miały za mężów, a druga połowa doczekała się happy endu, wiedziałam, że w tej dramie tak łatwo do rozwodu nie dojdzie, dlatego byłam w szoku, kiedy skończyło się na rozstaniu Ji Hye i Tae Wooka. Jestem potwornie rozczarowana zakończeniem „Goddess of Marriage”, ponieważ naprawdę doceniałam tę dramę za wartość merytoryczną (czyżby jako jedyna?), kiedy w tym momencie poczułam się, jakby mi wystawiono środkowy palec i zaspokojono płytkie potrzeby jęczących fanek Lee Sang Woo, który był w tej dramie absolutnie zbędny. Na początku wprowadził trochę niepewności, czy Ji Hye rzeczywiście wyjdzie za Tae Wooka, czy może da się porwać gwałtownemu romansowi, jakiego z Tae Wookiem na pewno nie miała? Ku mojemu zaskoczeniu ślub był bardzo szybko, więc później postać Kim Hyun Woo była naprawdę niepotrzebna i tylko irytowałam się na jego osobny wątek z inną dziewczyną, który nie wprowadzał absolutnie niczego do fabuły! Zasugerowanie w ostatnim odcinku, że Ji Hye i Hyun Woo odnowili swoją znajomość po tylu latach było dla mnie jednym z najgorszych zakończeń dram w tym roku!

Jo Min Soo w roli Song Ji Sun i Jang Young Nam jako Kwon Eun Hee jako jedyne wprowadzają elementy komediowe do tej dramy, ale oczywiście również nie oszczędzono im problemów. Tak więc koniec końców „Goddess of Marriage” nie jest dramą, która dostarcza rozrywki, może ewentualnie podnieść ciśnienie. Naprawdę uwielbiam całą obsadę tego serialu oprócz Lee Sang Woo – oppa, jesteś przystojny, ale nie potrafisz grać… Kim Ji Hun jest takim „mrocznym rycerzem”, ponieważ z początku wydał mi się totalnym dupkiem, ale widać było, że to naprawdę dobra postać, skoro jako jedyny w rodzinie był „normalny”. Tak czy siak, co może zostać po obejrzeniu „Goddess of Marriage”? Niesmak? Rozczarowanie? Zadowolenie z „happy endu” dla Ji Hye i Hyun Woo, których wspólny czas nie zapełniłby jednego odcinka? Pomimo wszystkich wad, jakie ma ta drama, uważam, że „Goddess of Marriage” przestrzega przed bajkami serwowanymi przez inne dramy, że wystarczy tylko wyhaczyć przystojnego, bardzo zakochanego w tobie chaebola i życie od razu będzie lepsze. I tej wersji będę się trzymać… Ta drama mogła być jedną z najlepszych w tym roku, ale spadła z naprawdę wysokiego konia.

Zdobyte nagrody

2013 SBS Drama Awards:

  • Top Excellence dla Nam Sang Mi
  • Excellence dla Kim Ji Huna
  • Special Acting Award dla Jang Hyun Sunga
  • Special Acting Award dla Jang Young Nam
  • Top 10 Stars – Nam Sang Mi

Ocena:

Fabuła – 5/10

Kwestie techniczne – 6/10

Aktorstwo – 8/10

Wartość rozrywki – 5/10

Średnia – 6/10

3 Comments

  1. Tae Wook nie był głupkiem, Korea – wiadomo, że RODZINA to świętość, on chciał w duszy coś zrobić, ale nie mógł „postawić się” rodzicom.No i pochłonięty pracą udawał lub nie wiedział jakie piekiełko zgotowala jego żonie mamuśka.
    Na dodatek postać Kim Hyun Woo jest taka bezpłciowa i nijaka, że w żaden sposób nie mogę pojąć jak Koala mogła się w nim tak zakochać po jednej nocy i kilku przypadkowych spotkaniach.Fakt. że nie kochała TW, to pewnik- była z nim, ot bo ileść tam lat byli parą, niezła partia i ją kochał, ale czy ona mogła pokochać i nie zapomnieć po krótkiej znajomości HW?( przychodzi mi tylko jedno sensowne rozwiązanie, ale dozwolone od lat 18)
    Żal mi tylko tej dziewczyny z Cruel City, tu też dostała po łbie.

    Polubienie

  2. A mnie właśnie pasuje końcówka – przez 30 odcinków nie szło zrozumieć, jak główna może być z takim dupkiem kompletnym jakim był Tae Wook. To że Hyun Woo był mamałygowaty to się zgadzam, ale i tak postokroć wolałem go od tego aroganta, który pomimo iż wiedział, że ona go nie kocha… i tak chciał ją tylko dla siebie. Od początku pragnąłem dla nich „nowego startu” i tak się stało :)

    Poza tym w tegorocznych dramach mieliśmy już większe wpadki (nawet w jednej trwającej – nienawiść zmieniła się w wielką miłość w 2 odcinki, a po 4 buziaki już – bez komentarza), Boginka byłaby sporo lepsza, gdyby pozostała na pierwotnych 24 odcinkach – niestety zrobiło się 36 i połowa jest zupełnie do kosza – nie działo się nic, albo prawie nic w środku dramy (jeśli dobrze kojarzę to jakoś od 8-9 do 21). Końcówka mimo wydłużenia wyglądała w miarę, choć też uważam, że z wątkiem Lee Tae Ran przegięto i to mocno – braciszek Tae Wook 5 razy gorszy od niego (czyli no jak TK samolubny, to ten to w ogóle potwór). Dziwię się, że nie pociągnięto jej wątku z tą dawną miłością, co na wózku skończyła – tutaj się zawiodłem, a szkoda, bo LTR zagrała bardzo dobrze swoją postać.

    Ogólnie Boginkę obejrzy się i zapomni, ale dla mnie była to całkiem przyzwoita podróż :) Pomimo koszmarnej nudy w środku. Zamysł dobry, ale ilość epów przegięta.

    Polubienie

  3. Całkowicie się zgadzam, zakończenie wyssane z palca. O ile takie zakończenie w „City of Glass” – gdy po rozwodzie dziewczyna wróciła do prezentera w którym się podkochiwała, miało jakieś logiczne podstawy, tak w tej dramie takie zakonczenie pozostawiło po sobie niesmak. Poza tym czego do jasnej anielki chciała Hong Hye Jung ?- przez 25 odcinków walczyła o szmal, władzę. By potem przemienić się w zakochaną i zatroskaną małżonkę.Po co ten wątek z córką Song Ji Sun, co marzyła o małżeństwie z chaebolem – to był tylko zapychacz czasu.Na plus naprawdę przyjemne ballady i choć sporo można tej dramie zarzucić, oglądałem ją (po 10 odcinku) z przyjemnością.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.