Freedom Fighter, Lee Hoe Young

10Znane też jako: Free Man Lee Hoe Young, Udang Lee Hoe Young, Jayuin Lee Hoe Young, 자유인 이회영

Na podstawie: pomysł oryginalny

Gatunek: dramat historyczny, sensacyjny, biograficzny

Ilość odcinków: 5 x 60 min.

Premiera: 2010

Obsada: Jung Dong Hwan, Ahn Jae Mo, Lee Ah Yi, Kwon Oh Joong, Kim Eung Soo

.

Wciąż opowiadana historia

Osobiście zauważam wiele podobieństw między Koreą, a Polską, które spowodowane są latami okupacji. Rzutuje to na przykład na taką wieczną chęć, aby rodacy odnieśli sukces na międzynarodowej arenie, co można zauważyć w podobnej ekscytacji zarówno polskich, jak i koreańskich mediów, jeśli jakiś sportowiec osiągnie sukces. Generalnie nie znam się w ogóle na polskim kinie. Odnosi się takie stereotypowe wrażenie, że poza głupimi komediami romantycznymi tworzymy wyłącznie filmy wojenne, dziejące się podczas zaborów lub o Żydach. Nie można akurat powiedzieć tego samego o Korei, ponieważ dramy i filmy umiejscawiające swoją fabułę na początku XX wieku podczas okupacji japońskiej są raczej rzadkie w porównaniu do czasów dynastii Joseon. Są dla mnie przez to bardzo egzotyczne i wciąż mam ochotę je oglądać, mimo tego że melodramat i patriotyzm nie są w moim guście, a z historią jest u mnie bardzo na bakier.

Mamy popularne dramy „Bridal Mask” i „Capital Scandal”, emitowane właśnie „Basketball”, a także starsze „Seoul 1945” i „Rustic Period”. Tyle tytułów potrafię wymienić z miejsca, dlatego tym bardziej rzuciłam się na „Freedom Fighter, Lee Hoe Young”, skoro ma zaledwie pięć odcinków! Nie przeszkadzał mi nawet Jung Dong Hwan w tytułowej roli, który swoim występem „Nine” zraził mnie do siebie już do końca życia…

Rzeczywiście, moja potrzeba dramy z przełomu dawnych czasów i współczesności z odpowiednią scenografią została zaspokojona, jednak „Freedom Fighter, Lee Hoe Young” nie jest dramą, którą ogląda się całkowicie dla przyjemności. Powstała specjalnie na setną rocznicę rozpoczęcia okupacji japońskiej, a także jest trzecią dramą z serii Noblesse Oblige, w skład której wchodzą również „The Reputable Family” i „Merchant Kim Man Deok”. Są to seriale KBS1 o ludziach, którzy znani są koreańskiej historii z poświęceń na rzecz społeczeństwa.

Proch i krew

Lee Hoe Young jako postać historyczna był twarzą rebelii przeciw japońskiemu okupantowi. Założył w Mandżurii szkołę sztuk walki, dołączył również do anarchistycznego ruchu, którego Japończycy nazywali grupą terrorystów. Trzeba jednak przyznać, że rzeczywiście mógł wyglądać jak terrorysta, kiedy jego poplecznicy strzelali w biały dzień jak na Dzikim Zachodzie… „Freedom Fighter, Lee Hoe Young” jest na wpół dramą i wpół serialem dokumentalnym. Każdy odcinek jest krótszy niż standardowy, bo trwa niecałą godzinę, a jeszcze ostatnie dziesięć minut (w ostatnim, piątym odcinku nawet więcej!) to prawdziwy dokument, w którym kamera odwiedza we współczesnych Chinach miejsca, w których kilkadziesiąt lat temu urzędował Lee Hoe Young.

Jego samego niewiele zobaczymy na ekranie… „Freedom Fighter, Lee Hoe Young” opowiadane jest z perspektywy japońskiego reportera Kimury Junpeia, którego przypadkowe spotkanie Lee Hoe Younga przeradza się w fascynację tą osobą, a później respekt niegdyś bogatego człowieka, który rozdał cały swój majątek i chwycił za broń. Poznajemy również jego sprzymierzeńców, m.in. Hong Jung Hwę i Baek Jung Ki, co sprawia, że właściwie Lee Hoe Young to najmniej rozwinięta postać w całej dramie, pozostająca czymś w rodzaju symbolu czy osoby, której legendę się opowiada. Z tego również powodu obraz Lee Hoe Younga uzależniony jest od tego, jak widzą go inni, a jako że drugim głównym bohaterem jest Kimura, z początku rzeczywiście miałam wrażenie, jakby był tylko terrorystą, ponieważ ruch oporu był niemniej okrutny, niż Japończycy. Może tylko nie wymuszali zeznań torturami…

„Freedom Fighter, Lee Hoe Young” jest dobrze wyreżyserowaną dramą. Nie potrafię ocenić, jak wielki mogła mieć budżet, ale brak gwiazd w tym serialu z pewnością przyczynił się do zaoszczędzenia paru groszy, które wydano później na sceny akcji. Na te nie ma co narzekać, szczególnie kiedy widz przypomina sobie, że ma przecież do czynienia z pięcioodcinkową mikroserią… Mamy wybuchy, strzelaniny, slow-motion i gangsterską stylistykę w wykonaniu Kwon Oh Joonga, który pięknie zarzuca swoim płaszczem. Jednak z powodu inkorporacji licznych faktów historycznych oraz narracji, nie mogę powiedzieć, aby „Freedom Fighter, Lee Hoe Young” było dramą dostarczającą rozrywki. Widz jest jej właściwie pozbawiany, kiedy po całej godzinie scen akcji i tych bardziej melodramatycznych wiecznie jest mu przypominane, że ogląda inscenizację prawdziwych wydarzeń. Nie mam pojęcia, ile sobie dopowiedzono w „Freedom Fighter, Lee Hoe Young”, niemniej te dokumentalne końcówki (które tak czy siak należy docenić) trochę zabijają czystą przyjemność z oglądania dramy, dlatego nie potrafiłam na raz obejrzeć nawet dwóch odcinków. Po prostu urywają nurt dramy, sprawiając, że „Freedom Fighter, Lee Hoe Young” to bardziej pięć części niż pięcioodcinkowy serial.

Ocena:

Fabuła – 8/10

Kwestie techniczne – 7/10

Aktorstwo – 7/10

Wartość rozrywki – 6/10

Średnia – 7/10

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.