Znane też jako: Inspring Generation: The Birth of the God of Battle, Inspiring Age, Age of Feeling, Touching Times, Generation of Youth, Moving Times, Inspiring Era: Birth Of Devotion, Age Of Feeling: Birth Of Devotion, Gamgyeoksidae: Tusinui Tansaeng, 감격시대: 투신의 탄생
Na podstawie: manhwy „Inspiring Generation” autorstwa Bang Hak Ki
Gatunek: dramat historyczny, romans, sztuki walki, gangsterski
Ilość odcinków: 24 x 70 min.
Premiera: 2014
Obsada: Kim Hyun Joong, Lim Soo Hyang, Jin Se Yeon, Jo Dong Hyuk, Kim Sung Oh, Song Jae Rim, Yoon Hyun Min, Uhm Tae Goo, Choi Il Hwa, Jung Ho Bin, Park Chul Min, Lee Hae In, Kim Ga Eun,Yang Ik Joon, Jo Dal Hwan, Shin Seung Hwan, Kim Gab Soo, Choi Jae Sung, Choi Ji Ho, Shin Eun Jung
.
Epickie życie w epickich czasach
Od czego tutaj zacząć, kiedy początkowo nie potrafiłam ogarnąć rozmachu fabularnego „Inspiring Generation” i ogromu postaci? Głównym bohaterem tej dziejącej się na początku XX wieku dramy jest Shin Jung Tae, który od dzieciństwa przejawiał wielki talent w sztukach walki. Jego ojciec jednak uciekł i musiał sam się zajmować chorą siostrą. Z chęcią pomagała mu zakochana w nim Yoon Ok Ryun, ucząca się medycyny córka gisaeng, ale żeby zarobić zaczął pracować dla lokalnych gangsterów jako rikszarz. Trenował nawet, żeby zostać przemytnikiem, ale w końcu przez wojny gangów, zemsty i inne intrygi stracił siostrę, a także własnego tatę, który dobił ojca Deguchi Gayi, dziewczyny, do której właśnie zaczął coś czuć. Ona sama stając się ofiarą konspiracji, poprzysięga za to zemstę na Jung Tae, myśląc, że Shin Young Chul naprawdę zabił jej ojca i dołącza do yakuzy Il Gook Hwe, będąc tam trenowaną na zabójczynię.
Pięć lat później Gaya stoi na czele Il Gook Hwe wraz ze swoim ochroniarzem, samurajem Shinichim, a Jung Tae należy do lokalnego gangu Dobi. Il Gook Hwe będąc jakąś dziwną alegorią samej Japonii, zamierza najpierw podbić Koreę, a potem cały świat, więc kiedy niszczy Dobi, akcja przenosi się do Szanghaju, w którym zostaje już do końca. To tak w telegraficznym skrócie – początku dramy wręcz nie da się streścić z powodu nadmiaru wydarzeń, a jej druga połowa nawet nie jest tego warta. „Inspiring Generation” innymi słowy to mnóstwo bijatyk na pięści, kolejne levele mocy głównego bohatera, który uczy się technik swoich przeciwników oraz naciągany trójkąt miłosny, z którego dość szybko zrezygnowano.
Moje lenistwo i lenistwo twórców
Widziałam już w tym roku gorsze dramy, ale „Inspiring Generation” to najdotkliwiej zmarnowany potencjał oraz najdłuższa, dwudziestoczteroodcinkowa tortura z aktorami w rolach głównych, których nawet nie lubię. Może posłużyć za przykład zepsucia dramowego przemysłu, który działa na bardzo jednostronnych warunkach – jest hit, są pieniądze, wszystko się jakoś kręci. W innym przypadku mamy dno i zawiedzone nadzieje widzów.
Produkcja „Inspiring Generation” przeżyła chyba wszystko, od opóźnień po zmianę scenarzysty, rezygnację aktorów i niewypłacone gaże. Naprawdę nie chce mi się recenzować tej dramy, kiedy zdążyłam wyrzucić ją z pamięci dosłownie w minutę po obejrzeniu ostatniego odcinka. Bo co mam niby powiedzieć? Z jednej strony mogłabym skrytykować wiele rzeczy, ale z drugiej wiem, że nie do końca powinnam, bo być może wyglądałoby to inaczej, gdyby „Inspiring Generation” miało wyższą oglądalność i nie zacząłby się z jej powodu dramat z wymianą scenarzysty na gorszego, który zmarnował cały potencjał fabuły, ale przynajmniej uczynił ją na tyle ekonomiczną, że jakoś nakręcono w bólach te dwadzieścia cztery odcinki.
Kim Jae Wook zrezygnował chyba po dwóch (trzech? czterech..?) epizodach, Song Jae Rim też zniknął, by pojawić się potem znienacka chyba po dojściu do jakiejś ugody ze scenarzystą. Widać dokładnie, w którym momencie drama zaczyna się sypać, ponieważ nagle fabuła stała się jasna, wręcz za prosta. Czekałam na moment, w którym wszystkie elementy układanki złożą mi się w całość, ale nie nazwałabym tym sytuacji, w której mamy po prostu jeden zły chiński gang, jeden zły japoński gang i neutralną grupę wyrzutków, nad którą w końcu zapanuje Shin Jung Tae. Poza stopniowo beznadziejną fabułą uproszczeniu ulega też plan zdjęciowy składający się potem tylko z jednej ulicy oraz paru wnętrz. Innymi słowy cała epickość wyparowuje.
Pomocnicy przyćmiewający głównego bohatera
Jakieś zalety? Byłaby skłonna przyznać tylko jedną – dawno nie widziałam takiego nagromadzenia apetycznych aktorów, jakkolwiek może to brzmieć. Pierwsza połowę dramy poniósł na swoich barkach Jo Dong Hyuk, drugą z pewnością Kim Sung Oh, Song Jae Rim, który zdobył chyba największą liczbę fanów oraz Yoon Hyun Min. O reszcie drugoplanowych aktorów nie wspominając, bo mieli krótkie występy (ale za to wspaniałe – wyróżniam Yang Ik Joona!), choć zaskakująco najdłużej wytrzymał Uhm Tae Goo (właściwie przez wszystkie odcinki…) jako cwany Dokku, który zawsze przeżywał przez umiejętne zmienianie stron.
O Kim Hyun Joongu w głównej roli Shin Jung Tae nie ma co się rozpisywać… Wolę nie myśleć za długo, co by mogło wyjść z „Inspiring Generation”, gdyby tę rolę zagrał Lee Jun Ki lub Kwon Sang Woo… Co prawda to najlepszy występ Kim Hyun Joonga w jego karierze, ale był zaledwie poprawny w porównaniu do swojego sztywniactwa w „Boys Before Flowers” i „Mischievous Kiss”. Ma dobrą klatę i sceny akcji z jego udziałem były ucztą dla oka, ale poza tymi momentami wtapiał się w tło, pozwalając się przyćmić wymienionym w poprzednim akapicie aktorów. Zastanawiam się tylko czy to całkowita wina Kim Hyun Joonga, czy jednak Shin Jung Tae jako postać sama w sobie była taka bezbarwna? Kompletnie nic nie potrafię powiedzieć na temat jego charakteru, ale w sumie tyczy się to również Gayi i Ok Ryun. Żeńskie bohaterki miały tylko jedną funkcję – przyozdobić tę męską dramę.
Z jednej strony to rzadka sytuacja, że powierza się główne role w tak wielkiej produkcji (podobno największej w tym roku od KBSu!) tak młodym i nieopierzonym aktorom, ale podejrzewam, że nikt nie chciał zagrać w „Inspiring Generation”, które jest potencjalnie anty-japońskie albo chciano oszczędzić trochę grosza na gażach ewentualnych większych gwiazd. Miałam wielkie nadzieje w stosunku do Lim Soo Hyang, szczególnie kiedy zobaczyłam w „Iris 2”, że radzi sobie w scenach akcji, ale Gaya to jakiś jeden wielki żart… Kiedy wszyscy tarzają się w krwi i kurzu, ona odcina się na takim tle, mając jakieś wielkie pobudki swoich działań, a Lim Soo Hyang mówiła z taką teatralną manierą, że sprawiała sztuczniejsze wrażenie niż sama jej plastikowa twarz. Jin Se Yeon niespodziewanie dało się lubić, ale wrażenie to nie trwało długo, gdyż potem nie różniła się w sumie od swojej bohaterki z „Bridal Mask”.
Nie powiedziałam niczego konstruktywnego na temat „Inspiring Generation”. Nie chce mi się; czuję, że ta drama na to nie zasługuje. Gdybym miała zakończyć tę recenzję jakimś pozytywnym akcentem, powiedziałabym, że dla odmiany nie jest przesadnie patriotyczna, ponieważ jako jedyny koreański serial dziejący się w tym okresie dzieje się poza Koreą, więc naturalnie nie można było w nim zawrzeć jakiegoś ruchu powstańczego. Tak poza tym, to nie ma co się brać za „Inspiring Generation”, chyba że ktoś potrafi wiele wytrzymać dla swoich ulubionych aktorów. Ja obejrzałam tę dramę z wielkim zrezygnowaniem, widząc, jak zmarnowano olbrzymi potencjał pierwszych odcinków z porcją dziecięcą (Kwak Dong Yeon był o niebo lepszy niż Kim Hyun Joong, ale wiedziałam, że tak będzie już przed premierą…).
Mogłabym wystawić niższą ocenę za fabułę, ale początek ją nieco podnosi. Gwoździem do trumny jest potworna, niepasująca do niczego muzyka, ale z kolei sceny akcji były bardzo dobrze nakręcone. Tak więc widzicie, obiektywnie rzecz biorąc, „Inspiring Generation” jest po prostu „przeciętne”, a nie „złe”, ponieważ pojedyncze dobre elementy to wypośrodkowują. Moje subiektywne zdanie to jednak trzymać się od tej dramy z daleka!
Zdobyte nagrody
2014 KBS Drama Awards:
- najlepszy aktor dziecięcy – Kwak Dong Yeon
Ocena:
Fabuła – 5/10
Kwestie techniczne – 6/10
Aktorstwo – 6/10
Wartość rozrywki – 4/10
Średnia – 5,25/10