100 koreańskich filmów, które warto znać. Część V: thrillery/horrory

Po komediach romantycznych przyszedł czas na thrillery. To dwa całkowicie różne gatunki, ale akurat w koreańskim kinie pojawiają się równie często i są równie popularne…

Koreańskie thrillery to wręcz osobny gatunek w porównaniu do zagranicznych, gdyż tak bardzo się stały charakterystyczne na przestrzeni lat…  Co roku powstaje ich wiele filmów, a dzięki Park Chan Wookowi zyskały ogromną popularność na całym świecie. Kiedy spytałam się o opinię człowieka, który nie jest szczególnym fanem koreańskiej kultury (konkretnie był to mój ojciec), stwierdził, że akurat podobają mu się koreańskie thrillery, ponieważ nie są „hollywoodzkie” – są brutalne bez użycia broni i kiczowatych wybuchów, często kończą się źle, a główny bohater nie ratuje świata. To po prostu fenomen…

Gdyby szukać wyjaśnienia, dlaczego akurat ten gatunek tak się zadomowił w Korei – paradoksalnie kraju, gdzie media wciąż są cenzurowane – można upatrywać nawiązania do buddyzmu:

„Koreańskie filmy, w których wyraźnie widać buddyjską inspirację, nawiązują wprost do sutry zwanej Czterema szlachetnymi prawdami […] Opisuje ona stan permanentnego cierpienia, związanego z zaspokajaniem żądz, ale również pokazuje drogę do Oświecenia. Można zaryzykować tezę, że całe kino koreańskie, zwłaszcza to podejmujące temat ludzkiego cierpienia, w pewien sposób nawiązuje do buddyzmu. Bardzo często jednak jest on przez koreańskich filmowców łączony z chrześcijańskim etosem cierpienia i motywem ofiary”

/ Kletowski Piotr, Kino Dalekiego Wschodu,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2009, s. 174-175 /

Osobiście nie łączyłabym skłonności koreańskich twórców do produkcji ponurych thrillerów tylko z buddyjskim kanonem, szczególnie kiedy na przestrzeni lat o wiele bardziej wpływowy okazał się konfucjanizm… Nie można zaprzeczyć, że buddyzm ogólnie nie odcisnął się na kinie azjatyckim, ale autor najwyraźniej nie znał konceptu han, który jest czymś unikalnym, bo objawia się tylko w koreańskim społeczeństwie i do tego nie można go powiązać z żadną religią. Przytoczę wam cytat z własnego tłumaczenia artykułu D. Bannona:

Han jest często tłumaczone jako żal, mściwość, uraza, ubolewanie, rozgoryczenie lub smutek w trakcie wielu prób wyjaśnienia tego pojęcia, które nie ma żadnego angielskiego odpowiednika (Dong-A 1892: 1975). Han jest nieodłączną cechą koreańskiego charakteru i znajduje wyraz, domyślny lub jednoznaczny, w prawie każdym aspekcie koreańskiego życia i kultury.

Han jest żalem spowodowanym przez ciężkie cierpienie, niesprawiedliwość lub prześladowanie, tępym, uporczywym bólem duszy. Jest połączeniem dożywotniego żalu i rozgoryczenia, a żadne nie jest silniejsze od drugiego. Han jest przepojone rezygnacją, gorzkim zaakceptowaniem i ponurą determinacją czekania do momentu, w którym zemsta zostanie osiągnięta.

Han jest pasywne. Pragnie zemsty, ale jej nie szuka. Han trzymane jest blisko serca, mające nadzieję i cierpliwe, ale nigdy agresywne. Staje się częścią krwi i oddechu człowieka. Istnieje poczucie rozpaczy, a nawet wyrzut skierowany w stronę przeznaczenia, które doprowadziło do takiej niedoli. (Ahn 1987)

Czyżby dzięki han Koreańczycy mieli thrillery „we krwi”? Zauważcie, że wiele takich filmów pokazuje zimną, wykalkulowaną zemstę, która ma co prawda emocjonalne powody, ale nigdy nie staje się gorączkowa jak w amerykańskim kinie. Zemsta głównego bohatera „I Saw the Devil” na przykład jest długa, wręcz sadystycznie długa. Twierdzę zatem, że koreańskie thrillery są „najlepsze”, ponieważ han siedzące w głębi bohaterów pragnących się zemścić daje zupełnie inny wymiar emocjonalnej warstwie tych filmów (oczywiście generalizuję, ale przecież o zemście właśnie jest większość produkcji tego gatunku…). Po prostu nie wydaje mi się ona tak powierzchowna, jak w przypadku innych filmów, w których główny bohater mści się, bo albo go wrobili, albo zabili mu rodzinę. Zemsta w „The Chaser” zupełnie do tego nie przystaje…

To na tyle z teorii. Chciałam po prostu trochę „ubarwić” dzisiejszą część, bo akurat na temat koreańskich thrillerów można długo i ciekawie dyskutować. Połączyłam na liście thrillery z paroma horrorami, bo nie opłacałoby się stwarzać dla nich osobnej części „100 koreańskich filmów, które warto znać”. Ten gatunek nie jest domeną Koreańczyków w odróżnieniu od Japończyków czy Tajów i tak naprawdę nie znajdziecie tutaj żadnego typowego przedstawiciela horroru o duchu licealistki.

Skupiłam się na naprawdę kultowych tytułach, dodając parę nowszych filmów, które spodobały mi się. Jestem ciekawa czy coś jeszcze mogłoby zostać dodane? Dzisiejsza lista tak czy siak jest długa. Jako ciekawostkę mogę dodać, że w koreańskim box office wszech czasów najwyższe miejsca z tego gatunku zajmują kolejno „Snowpiercer” (które umieściłam w części z blockbusterami), „The Berlin File” i „Ahjussi”. Zapraszam do zapoznania się z zestawieniem, którego królami są uwielbiani przez mnie Ha Jung Woo (4 filmy), Shin Ha Kyun, Choi Min Shik i Kim Yoon Seok (wszyscy po 3 filmy):

32. „Sorum” (2001)

Reżyseria: Yoon Jong Chan

Obsada: Kim Myung Min, Jang Jin Young

„Sorum” początkowo nudzi, ale jeśli spojrzy się na ten film krytycznym okiem i bez emocji związanych z rozczarowaniem jego powolnością, jest to wyjątkowy horror. Może tak naprawdę horrorem nie jest, ale z drugiej strony jak żaden inny film pokazuje to, co najgorsze w człowieku, co w sumie może właśnie zostać nazwane horrorem… Tytuł trafił na listę najlepszych filmów wszech czasów od Korean Film Archive, a produkcji po 2000 roku (które uwzględniam w swojej liście) jest tam zaledwie 18/100. Kim Myung Min jak zawsze daje dobry występ, mimo że to jego debiut filmowy, ale w sumie to Jang Jin Young bardziej zapada w pamięć, co przy graniu obok niego jest moim zdaniem osiągnięciem.

 

33. „Sympathy For Mr. Vengeance” (2002)

Reżyseria: Park Chan Wook

Obsada: Shin Ha Kyun, Song Kang Ho, Bae Doo Na

Pierwsza część „trylogii zemsty” Park Chan Wooka, która została odkryta na nowo dopiero po komercyjnym i krytycznym sukcesie „Oldboya”. Z pewnością różni się od tamtego filmu, a także późniejszego „Lady Vengeance”, dzięki swojej brutalnej przyziemności i realizmowi. Jest tak samo trudny do przewidzenia, jednakże to nie żadne widowisko. Widz zostaje „włączony” do oglądania niemalże jako eskapistyczny podglądacz, co po głębszym zastanowieniu się jest dość imponujące. W każdym razie nieważne, co bym napisała, „Sympathy For Mr. Vengeance” jest warte znania głównie dzięki byciu częścią trylogii Park Chan Wooka.

 

Oldboy34. „Oldboy” (2003)

Reżyseria: Park Chan Wook

Obsada: Choi Min Shik, Yoo Ji Tae, Kang Hye Jung

Zdobywca Grand Prix na festiwalu w Cannes w 2004 roku. Teoretycznie najsłynniejszy koreański film na świecie, który doczekał się rzekomo fatalnego amerykańskiego remake’u, tak samo jak inna legenda, „My Sassy Girl”. Trochę boję się podjąć jego recenzji na blogu, ponieważ wydaje mi się, że na jego temat zostało już powiedziane wszystko, więc nie mam nic do dodania poza stwierdzeniem, że „Oldboy” nie jest przereklamowany. Może nie jest to najlepszy film na świecie, ale z pewnością pozostawia po sobie głębokie wrażenie i mimo szokującego finału można go oglądać wiele razy z jedynie niewiele mniejszą przyjemnością, tak samo jak „Siedem” czy „Fight Club”. Jedynie trochę mi przykro, że Yoo Ji Tae grając tu najlepszą rolę w karierze, nigdy więcej nie zbliżył się do tego poziomu…

 

35. „Save The Green Planet!” (2003)

Reżyseria: Jang Jun Hwan

Obsada: Shin Ha Kyun, Baek Yoon Shik

„Save The Green Planet!” jest ulubieńcem krytyków i w pewnych kręgach kultowym filmem, a spowodowała to jego oryginalność. Powiedziałabym, że niekoniecznie wzbudza zachwyt, ponieważ trafia do naprawdę niewielu widzów, ale po głębszym zastanowieniu się (i drugim obejrzeniu, bo najpierw byłam rozczarowana) trzeba przyznać, że jest wyjątkowym połączeniem gatunków. Na pierwszy rzut oka to czarna komedia, jednak jej brutalne sceny tortur robią z filmu niemalże thriller/horror. Na koniec jeszcze realizm mówi do widzenia, ponieważ okazuje się, że główny bohater nie jest torturującym ludzi szaleńcem, ale odkrywa prawdziwego kosmitę na Ziemi. Sci-fi w koreańskim kinie jest szczątkowe i dlatego tak dziwny film stał się jego sztandarowym przykładem.

 

36. „A Tale of Two Sisters” (2003)

Reżyseria: Kim Ji Woon

Obsada: Lim Soo Jung, Moon Geun Young, Yeom Jung Ah, Kim Gab Soo

„A Tale of Two Sisters” jest koreańskim horrorem, który osiągnął największy komercyjny sukces w historii i do tego to tak naprawdę jedyny prawdziwy przedstawiciel tego gatunku na mojej liście. Myślę, że przy innym reżyserze i innej obsadzie efekt byłby zdecydowanie gorszy… Lim Soo Jung i Moon Geun Young to obecnie bardzo uznane aktorki, które wtedy były zaledwie początkujące, a i tak Lim Soo Jung dała jeden z najlepszych występów w swojej karierze jako dziewczynka przeżywająca horror po wyjściu ze szpitala psychiatrycznego. Nie ma wątpliwości, że Yeom Jung Ah również jest doskonałą aktorką, czego z reguły brakuje w innych horrorach, w których grają celebrytki. Poza tym Kim Ji Woon niesamowicie wystylizował ten film.

 

37. „Lady Vengeance” (2005)

Reżyseria: Park Chan Wook

Obsada: Lee Young Ae, Choi Min Shik

Wreszcie trzeci film z trylogii Park Chan Wooka, który wyjątkowo uczynił kobietę główną bohaterką, przez co „Lady Vengeance” porównywane jest do „Kill Billa” – bo brakuje innych popularnych filmów, w których to kobieta dokonywałaby zemsty. W porównaniu do „Sympathy For Mr. Vengeance” i „Oldboya” ten tytuł jest wręcz barokowy w swoim wizualnym bogactwie i metaforach. Można być pod wrażeniem Park Chan Wooka, że potrafił zrobić trzy tak różne filmy o tym samym… „Lady Vengeance” to ostatni film w karierze Lee Young Ae, która mogła być zaszufladkowana po roli sympatycznej głównej bohaterki z dramy „Dae Jang Geum”, ale po takim thrillerze nie powinna być.

 

38. „M” (2007)

Reżyseria: Lee Myung Se

Obsada: Kang Dong Won, Lee Yeon Hee, Gong Hyo Jin

„M” jest problematycznym filmem, bo właściwie nawet do końca nie wiem czy jest naprawdę dobry, ale specyficzny reżyser Lee Myung Se wart jest poznania bez względu na rzeczywistą wartość jego filmów. Można go bowiem nazwać wizualnym wizjonerem, który do woli bawi się ujęciami, kolorami i slow-motion. „Nowhere to Hide” zdobyło za to powszechne uznanie (film nie zmieścił się na liście z racji premiery w 1999 roku), „Duelist” było już bardziej sporne, a nad „M” w ogóle może dyskutować z powodu jego poplątanej fabuły. Ale czy nie czyni to tego filmu oryginalnym? Jest to wielki eksperyment Lee Myung Se i Kang Dong Wona łączący thriller i melodramat w surrealistyczny sposób.

 

39. „The Chaser” (2008)

Reżyseria: Na Hong Jin

Obsada: Kim Yoon Seok, Ha Jung Woo, Seo Young Hee

Wydaje mi się, że poza trylogią Park Chan Wooka „The Chaser” jest jednym z najbardziej znanych koreańskich filmów na świecie. Imponujący debiut reżyserski Na Hong Jina zrobił z obu odtwórców głównych ról, Kim Yoon Seoka i Ha Jung Woo, wielkie gwiazdy, za co jestem niezmiernie wdzięczna. Jest to film o zemście inny niż wszystkie, ponieważ główny bohater początkowo chce tylko znaleźć porywacza swoich prostytutek, a kończy w pościgu za nim, coraz bardziej angażując się emocjonalnie. To także moim zdaniem jeden z najsłynniejszych obrazów niekompetencji koreańskiej policji obok „Memories of Murder”.

 

40. „Thirst” (2009)

Reżyseria: Park Chan Wook

Obsada: Song Kang Ho, Kim Ok Bin, Shin Ha Kyun

Będąc luźno na podstawie „Teresy Raquin” Emila Zoli, „Thirst” jest rzekomo jednym z najoryginalniejszych horrorów ostatnich lat, którego głównym celem nie jest straszyć. Nie robi też z wampirów istot godnych nastoletniego pożądania. Najbardziej godna uwagi jest tu Kim Ok Bin w głównej roli, która przeszła całkowitą metamorfozę z ładnej dziewczyny grającej w paru dramach do ekscentrycznej aktorki grającej później mało kobiece, czasami dziwne role, mimo że „Thirst” jest akurat bardzo erotyczne. Zdobywca nagrody Jury w Cannes, kolejny ulubieniec światowych festiwali od Park Chan Wooka.

 

41. „Ahjussi” (2010)

Reżyseria: Lee Jung Bum

Obsada: Won Bin, Kim Sae Ron

Kultowy film kultowego Won Bina, który od tamtego czasu nie nakręcił żadnego filmu, bo najwyraźniej boi się porównań do sukcesu „Ahjussiego”. Sam film nazywany jest koreańską wersją „Leona Zawodowca” lub „Uprowadzonej”, a to przez motyw ratowania małej dziewczynki. Tak więc fabularnie nie jest to nic oryginalnego, ale „Ahjussi” to techniczny majstersztyk. Gangsterzy dostają brutalnie w kość, a główny bohater jest tak stoicki, że później jego męskie łzy jeszcze bardziej robią wrażenie. To po prostu jeden z najlepszych koreańskich filmów akcji, których (wbrew pozorom!) wcale nie jest tak dużo.

 

42. „Bedevilled” (2010)

Reżyseria: Jang Chul Soo

Obsada: Seo Young Hee, Ji Sung Won, Park Jung Hak

„Bedevilled” jest niskobudżetowym debiutem reżyserskim Jang Chul Soo („Secretly, Greatly”) na pograniczu thrillera i horroru, który stał się niespodziewanym hitem festiwalowym i dał najlepszą rolę mało popularnej Seo Young Hee w jej karierze. Finałowa część „Bedevilled” to wręcz slasher klasy B, w którym główna bohaterka wybija wszystkich mieszkańców swojej wyspy po straceniu zmysłów, jednak pierwsza część filmu pokazuje jej wielki dramat oraz wiarygodne podstawy jej amoku, co imponuje tak samo jak drastyczna metamorfoza Seo Young Hee.

 

43. „The Housemaid” (2010)

Reżyseria: Lim Sang Soo

Obsada: Jeon Do Yeon, Lee Jung Jae, Seo Woo, Yoon Yeo Jung

Niebezpiecznie jest się brać za remake koreańskiego klasyku z lat 60. uznawanego za jeden z najlepszych filmów w historii tego kraju, ale Lim Sang Soo zrobił to, co wychodzi mu najlepiej – stary horror przerobił na super-wystylizowany thriller erotyczny z ciekawą obsadą. Aktorsko nie ma słabego punktu w „The Housemaid”, chociaż można się przyczepić samego skonstruowania postaci, które wydają się mniej ważne niż olśniewająca strona techniczna. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że „The Housemaid” nie jest seksownym filmem…

 

44. „I Saw the Devil” (2010)

Reżyseria: Kim Ji Woon

Obsada: Lee Byung Hun, Choi Min Shik

„I Saw the Devil” jest dość kontrowersyjnym filmem, który z trudem został dopuszczony do wyświetlania w koreańskich kinach. Mając jednak tak wspaniałych aktorów jak Lee Byung Hun i Choi Min Shik, reżyserowi Kim Ji Woonowi udała się rzadka sztuka zrobienia bardzo krwawego filmu, w którym przez większość czasu bohaterowie torturują się nawzajem, a mimo to daje do myślenia poprzez swoje dobre zakończenie i to bez żadnego włączenia dramatu. Wręcz przeciwnie, „I Saw the Devil” staje się miejscami bardzo pokręconą czarną komedią!

 

45. „The Yellow Sea” (2010)

Reżyseria: Na Hong Jin

Obsada: Ha Jung Woo, Kim Yoon Seok

Mogę sobie tylko wyobrazić, jak potwornie wielkie musiały być oczekiwania w stosunku do drugiego filmu Na Hong Jina, który głośno zadebiutował z „The Chaser”, kiedy w „The Yellow Sea” o większym budżecie mieli znowu zagrać Kim Yoon Seok i Ha Jung Woo, tyle że w odwróconych rolach. Już nie jest to tak kultowy film jak poprzednik, niemniej jednak „The Yellow Sea” jest regularnie wymieniane wśród najlepszych koreańskich thrillerów i kryminałów. To ciężki film, długi, wręcz nieznośnie ponury, ale przynajmniej tak jak w „The Chaser” show skradł Ha Jung Woo, tak tutaj robi to z kolei Kim Yoon Seok jako bezwzględny gangster walczący o swoje życie, waląc ludzi zwierzęcą kością.

 

46. „Moss” (2011)

Reżyseria: Kang Woo Seok

Obsada: Park Hae Il, Jung Jae Young, Yoo Jun Sang, Yoo Hae Jin, Yoo Sun

„Moss” nie jest dobrze znanym tytułem poza granicami Korei, jednak dla Koreańczyków to pierwszy film, jaki kojarzy się z nazwiskiem Jung Jae Younga, który przeszedł tutaj imponującą transformację w kilkudziesięcioletni czarny charakter. Gdyby nie zeszłoroczne „Secretly, Greatly” z wielce popularnym Kim Soo Hyunem, „Moss” byłoby filmową adaptacją manhwy, która odniosła największy komercyjny sukces w historii. Jest to o tyle wyjątkowe, że sam film trwa prawie trzy godziny (!) i nie jest w ogóle krwawy w porównaniu do innych koreańskich thrillerów – to bardziej przedstawiciel rzadkiego w tym kraju gatunku mystery, ciekawa rzecz.

 

47. „Helpless” (2012)

Reżyseria: Byun Young Joo

Obsada: Kim Min Hee, Lee Sun Gyun, Jo Sung Ha

Ta adaptacja popularnej japońskiej powieści kryminalnej nie jest szeroko znana na światowej arenie, ale warto ją znać z dwóch powodów – imponującej roli Kim Min Hee, kobiety, w thrillerze jako „czarny charakter”, a także reżyserii Byun Young Joo, znowu kobiety. Rola płci żeńskiej jest nieco zmarginalizowana w koreańskim kinie, więc tym bardziej niezwykły jest fakt, iż dwie z nich stworzyły naprawdę dobry thriller, za który obie zdobyły nagrody. „Helpless” jest przez to bardziej psychologiczne i mało krwawe (poza jedną imponującą sceną).

 

48. „The Berlin File” (2013)

Reżyseria: Ryu Seung Wan

Obsada: Ha Jung Woo, Jeon Ji Hyun, Han Seok Kyu, Ryu Seung Bum

„The Berlin File” jest w sumie jeszcze bardziej sensacyjnym filmem niż „Ahjussi”, ale musiałam go wsadzić do którejś z kategorii. Współczesny film szpiegowski nakręcony i dziejący się w całości za granicą to jak do tej pory techniczny szczyt reżysera Ryu Seung Wana, który przecież uznawany jest za specjalistę od akcji. „The Berlin File” jest w skrócie koreańskim Bournem, chociaż trudno go nazwać bezczelną kopią, bo ma swoją duszę. Co zaskakujące, spośród całej tej imponującej obsady największe wrażenie robi Jeon Ji Hyun, pomimo faktu, że „The Berlin File” jest filmem akcji, a ona damą w opałach. Do perfekcyjnego obrazu zabrakło perfekcyjnego angielskiego aktorów i lepszych zagranicznych aktorów.

 

49. „The Terror Live” (2013)

Reżyseria: Kim Byung Woo

Obsada: Ha Jung Woo

„The Terror Live” niespodziewanie zdobyło moje serce, dołączając do mojej osobistej czołówki najlepszych i najbardziej lubianych koreańskich filmów. Ma to oczywiście pewien związek z tym, że Ha Jung Woo 90% filmu gra sam, a 99% w jednym pomieszczeniu. „The Terror Live” to jednak kolejny z technicznych majstersztyków, choć tym razem wcale nie chodzi o sceny akcji, ale fakt, że cała fabuła filmu rozgrywa się w jednym pomieszczeniu w czasie rzeczywistym i są nią negocjacje prezentera radiowego z terrorystą. „The Terror Live” trzyma w napięciu do końca i oferuje szokujące zakończenie. Coś, co wyglądało dla mnie jak „hollywoodzki” film sensacyjny stało się zeszłorocznym ulubieńcem krytyków i niespodziewanym hitem kinowym, co uzyskiwało stopniowo przez szerzącą się dobrą opinię.

 

50. „Hwayi” (2013)

Reżyseria: Jang Jun Hwan

Obsada: Yeo Jin Goo, Kim Yoon Seok, Jang Hyun Sung, Jo Jin Woong, Kim Sung Kyun, Park Hae Jun

Dziesięć lat zeszło Jang Jun Hwanowi („Save The Green Planet!”) powrócenie z drugim filmem. Może oczekiwania w stosunku do „Hwayi” były nienormalnie wysokie i niemożliwe do spełnienia, ale i tak jest to oryginalny, bardzo stylowy thriller, który paradoksalnie jest od 19 lat, kiedy odtwórca głównej roli, Yeo Jin Goo, nawet tylu nie ma. Nie muszę chyba przekonywać, że to wybitny dzieciak, który już jest wielką gwiazdą, a „Hwayi” jako jego filmowy debiut w głównej roli jest wszystkim tym, czego można było od tego filmu oczekiwać – mocno emocjonalnym tytułem, nieco metaforycznym, ale przede wszystkim napakowanym akcją, do której Yeo Jin Goo zdaje się być stworzony. Grupa świetnych aktorów drugoplanowych dobrze go wspiera.

Ciekawym spostrzeżeniem na koniec może być fakt, iż przy wspomnianych przeze filmach nie ujrzycie zbioru różnorodnych reżyserów, ale nazwiska zwyczajnie powtarzają się. To się chyba nazywa być mistrzem gatunku?

_____________________________

100 koreańskich filmów, które warto znać.

Inne części:

Część I: blockbustery
Część II: wojenne
Część III: kryminalne
Część IV: komedie romantyczne
Część V: thrillery/horrory
Część VI: melodramaty/romanse
Część VII: komediodramaty/komedie
Część VIII: historyczne
Część IX: gangsterskie
Część X: dramaty

Kolejne 60 koreańskich filmów,
które warto znać.

Inne części:

Część I: komedie
Część II: blockbustery/sensacyjne/gangsterskie/kryminalne
Część III: komedie romantyczne/melodramaty/romanse
Część IV: thrillery/horrory
Część V: dramaty

8 Comments

  1. Bardzo dobre zestawienie, kilku filmów jeszcze nie widziałem, niestety są u nas ciężko dostępne. Zastanawia mnie tylko czemu nie ma w nim żadnego filmu Sion Sono. U nas najbardziej kojarzony z Klubem Samobójców, który mnie akurat średnio podszedł. Ale już jego „Cold Fish” to dla mnie istne objawienie. Podchodzące pod gore, ale na solidnej podstawie psychologicznej – czegoś takiego jeszcze nie widziałem. „Strange Circus” zdecydowanie też warte obejrzenia.
    No i dość u nas znane „Audition” (Gra wstępna) Miike’go. A jak już jesteśmy przy nim to „Ichi the Killer” też jakby nie patrzeć legenda w swoim gatunku.

    Polubienie

    1. Czemu nie ma? Bo piszesz o japońskich reżyserach, a przecież to zestawienie filmów koreańskich. Na marginesie, dla mnie Sion Sono kojarzy się w pierwszej kolejności z zupełnie innymi filmami – Love Exposure, Himizu, Guilty of Romance. I całą masą jego ostatniej komercji na zamówienie.

      Polubienie

      1. Mój błąd, przyjąłem z rozpędu, że to zestawienie filmów azjatyckich, a nie tylko koreańskich :)
        Swoją drogą fajna ta Twoja stronka, sporo recenzji filmów, też tych mniej znanych. Czemu nie wystawiasz filmom ocen?

        Polubienie

        1. Bo ludzie sie czepiaja szczegolowo moich ocen jesli chodzi o dramy, wiec postanowilam nie bawic sie w to samo przy filmach. Zreszta trudno je obiektywnie oceniac, kiedy wazny jest dla mnie ambiwalentny czynnik rozrywki lub wiem, jak rozrozniac kiepskie technicznie dramy od lepszych. Przy filmach tak nie potrafie.

          Polubienie

  2. Z powyższej listy obejrzałam tylko M, Ahjussi i Helpless. M jest piękny wizualnie, ale gdyby ktoś zapytał mnie o czym właściwie jest ten film to chyba nie potrafiłabym odpowiedzieć. Ahjussi to klasyk, po którym można oszaleć na punkcie Won Bina. Szkoda,że to szaleństwo szybko przechodzi, od kiedy zamiast w filmach można go zobaczyć wyłącznie w reklamach. Helpless z tego co pamiętam miało mocna zakończenie i też bardzo mi się podobało. Natomiast The Terror Live trafia na moją listę do obejrzenia.

    Polubienie

  3. Zgadza się – niech hollywood zabiera łapy od ekranizacji swoich „lepszych”wersji” .
    Uwielbiam koreanskie komromy i thrillery i wszelkie podróby, nawet ze znanymi i gażowo o wiele droższymi gwiazdami nigdy nie zbliżają się do oryginału, zresztą amerykanskie My sassy girl i tak biło na głowę wersję… bolly – tam tylko jazda na rowerku bez siodełka była znosna – nadmieniam, że lubię bolly i tollywood

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.