Znane też jako: My Friendly Villains, My Intimate Enemies, My Friendly Menaces, For Us There Is No Today, Naui Jeolchin Akdangdeul, 나의 절친 악당들
Na podstawie: pomysł oryginalny
Gatunek: sensacyjny
Reżyseria: Lim Sang Soo
Premiera: 2015
Obsada: Ryu Seung Bum, Go Jun Hee, Ryu Hyun Kyung, Sam Okyere, Yang Ik Joon, Kim Eung Soo, Kim Hyung Kyu, Jung Won Joong, Kim Joo Hyuk, Yoon Yeo Jung
.
Po trzech latach od niezbyt dobrze przyjętego „The Taste of Money” reżyser Lim Sang Soo zmienił całkowicie kierunek, odchodząc od kontrowersji, zdeprawowania najbogatszych, jak w jego ostatnich dwóch tytułach i ogólnie mocnych scen erotycznych… W zamian za to jego nowa produkcja „Intimate Enemies” miała być w domyśle mocno wystylizowanym heist movie, ale kolejny udział wielkich amerykańskiej wytwórni w koreańskich produkcjach (konkretnie 20th Century Fox, które zainwestowało już wcześniej w „Running Man” i „Slow Video”) znowu zaowocował artystycznym bądź komercyjnym fiaskiem, a w przypadku „Intimate Enemies” – jednym i drugim.
Ósmy film Lim Sang Soo w karierze odniósł jedną z najdotkliwszych porażek w koreańskim box office w 2015 roku, będąc raczej nieudanym powrotem genialnego Ryu Seung Buma po trzech latach od ukończenia zdjęć do „The Berlin File”. Muszę dodać, że pokazał tu chyba najsłabszą rolę, jaką dotychczas widziałam… Kto by się tego w ogóle spodziewał?! Winą mogę obarczyć tylko i wyłącznie reżysera/scenarzystę Lim Sang Soo, którego wyobraźnia powiodła daleko, ale kompletnie nie miał kontroli nad własnym materiałem.
Sam opis fabuły „Intimate Enemies” zapowiada się świetnie. Zdarza się wypadek podczas transportu sporej ilości gotówki wyprowadzonych z firmy. Walizki zabiera przy nadarzającej się okazji pani mechanik Nami (Go Jun Hee), ale zauważa to również pracownik firmy Jinu (Ryu Seung Bum). Próbuje odzyskać pieniądze wieczorem na złomowisku, ale w końcu dzieli się pieniędzmi z Nami oraz jej przyjaciółmi Yakubu (Sam Okyere) i jego żoną Jung Sook (Ryu Hyun Kyung). Jinu i Nami wdają się w romans, żyjąc jakby jutra nie było, ale wkrótce jego firma, nie mogąc zgłosić zguby policji, nasyła na nich gangsterów. Po zwiastunie można się było spodziewać z tego względu komiksowej przemocy i odrobiny szaleństwa, ale „Intimate Enemies” wcale nie jest „fajnym” filmem, tylko frustrującym.
Mówi się „przerost formy nad treścią” w różnych kontekstach, ale w „Intimate Enemies” akurat nie przełożyło się to na jakąś oszałamiająca stronę wizualną mającą przysłonić słabą treść, ale na ogólny synkretyzm filmu, w którym nihilistyczni bohaterowie w hipsterskich ciuchach zadają się ze skorumpowanymi biznesmenami, gangsterami, a nawet ludźmi z afrykańskiego getta, czego w życiu w koreańskim filmie nie widziałam. Jest tu po trochu wszystkiego, włącznie z dziwnym humorem, który w „Veteran” może działał, ale tu absolutnie nie, dlatego pomyślałam sobie, że może coś by wyszło z „Intimate Enemies” gdyby to był francuski film… ale nim nie jest.
Zobaczyłam właśnie najgorszy film Lim Sang Soo… Bohaterowie próbują ze swagiem przeciwstawić się normom społeczeństwa, ale końcowy efekt nie jest nawet pretensjonalny, tylko po prostu pozostaje zły posmak w kilku scenach.