No więc zaczęło się. Zapowiedziany przeze mnie postem drugi Warsaw Korean Film Festival rozpoczął się w środę 26 października seansem filmu „The Handmaiden” (pol. „Służąca”), który posłużył za uroczyste otwarcie. Nie udało mi się zarezerwować biletu, mimo że robiłam to dwa lub trzy dni po otwarciu tej możliwości w warszawskim Kinie Kultura, bo już nie było żadnych dostępnych. Zresztą tak samo było w zeszłym roku – „Revivre” obejrzałam dopiero na powtórkowym seansie, a relację rozpoczęłam od dnia drugiego. Jednak tym razem uśmiechnął się do mnie los szczęścia lub blog wreszcie okazał się nie być taki anonimowy…
Odezwał się do mnie PR festiwalu i za napisanie posta informującego o nim zostałam akredytowana jako media i dostałam wstęp na wszystkie seanse wraz z odpowiednim identyfikatorem, którego niestety nie mogłam sobie zabrać na noc, żeby się do niego poprzytulać. To wszystko dla mnie takie nowe i lekko przerażające… Wręcz czuję oddech na karku, że mam teraz rzeczywiście pisać o tym festiwalu, a jednocześnie daleko mi do gazet i telewizji, bo zostałam dopisana długopisem na listę „dziennikarzy”… Aż wstyd wyciągać w takiej sytuacji telefon z obudową w ananasy, żeby robić jakieś zdjęcia, co nie?
W każdym razie dostałam się na to legendarne „uroczyste otwarcie” i w sumie nie wiem, czego miałam się spodziewać. Był poczęstunek po fakcie, wymiana zdań w foyer, kultura i co tam jeszcze, ale czułam się nie na miejscu, szczególnie że przybyłam w pojedynkę. Sam seans został poprzedzony typowymi przemówieniami odpowiednich ludzi – koreańskiego ambasadora Hong Ji Ina, przewodniczącej rady programowej, Joanny Łapińskiej i prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich, Jacka Bromskiego. Nie mogąc tego odnieść do niczego lepszego, poczułam się trochę jak kiedyś na uczelnianym Dniu Kultury Koreańskiej. Nie zgodzę się tylko z panem Bromskim w sprawie, że „I Will Survive” (1993) było pierwszym koreańskim filmem na międzynarodowym festiwalu (Lee Deok Hwa został nagrodzony w Moskwie, bo podobno p. Bromski namówił do tego resztę jury)… Pierwszym filmem w ogóle nagrodzonym na festiwalu zagranicą jest komedia „The Wedding Day” (1956), którą musiałam obejrzeć dwa lata temu na zajęcia. Co prawda była to malutka nagroda (Comedy Award na Asian Film Festival), ale z miejsca mogę wymienić również przykład „Gilsoddeum” (1986) Lim Kwon Taeka, które brało udział w konkursie Berlinale.
Wracając od wczorajszego dnia festiwalu. „The Handmaiden” z pewnością jest doskonałym wyborem na taką okazję, ale byłam pewna, że spotka się z mieszanym odbiorem. Podejrzewałam, że połowa sali w ogóle nie będzie wiedzieć, czego może się spodziewać. Taką właśnie konsternację zobaczyłam u osób siedzących obok mnie, co mnie trochę ubawiło. Być może to ryzykowne prezentować niczego nie spodziewającym się ludziom, często laikom, thriller erotyczny z wątkiem lesbijskim, ale z drugiej strony – kto nie zna Park Chan Wooka?! „The Handmaiden” jest filmem, o którym się dużo mówi i który pojawia się w ofertach większości kin studyjnych… To taki mały hit tego roku, nie zauważyliście? Poza tym doskonale mi się go oglądało po raz drugi, mimo że minęło zaledwie półtorej miesiąca.
Program na kolejne dni nie zawiera więcej tak opiniodajnych tytułów, może tylko „Right Now, Wrong Then” spotka się podobnie z miłością lub nienawiścią, bo to w końcu Hong Sang Soo… Jutro szykuje się spotkanie z reżyserem Lee Won Seokiem po filmie „The Royal Tailor” (poznałam go dzisiaj z twarzy!), ale nie wiem czy zbiorę odwagę (i przede wszystkim jakiś pomysł!), aby zadać pytanie.
Ważne linki:
Czytam twojego bloga już od dłuższego czasu i co tu kryć wprost go uwielbiam :) Mogę się z Tobą czasem nie zgadzać(choć zdarza się to bardzo rzadko ;)), ale zawsze pilnie śledzę twoje opinie i recenzje. Bardzo się cieszę, że ktoś zauważył i przede wszystkim docenił Twoją pracę i masz z tego jakieś profity :) Uważam, że jak najbardziej na to zasługujesz! Piszesz bardzo dobrze, przyjemnie i lekko czyta się twoje recenzje, więc nie masz się czego obawiać, bądź sobą i będzie idealnie. Aż Ci zazdroszczę ;) mi festiwal niestety umknął i będę musiała cierpliwie czekać na kolejny rok…
Życzę udanego seansu, czekam na relacje z niecierpliwością i po prostu Trzymam Kciuki za nowe wyzwania dziennikarskie :)
PS. Jakbym dostała taki identyfikator, to też miałabym ochotę się z nim nie rozstawać :D
PolubieniePolubione przez 1 osoba