2016 The Warsaw Korean Film Festival [Dzień 5, ostatni]

Mój pobyt w Warszawie wreszcie dobiegł końca wraz z festiwalem filmów koreańskich, który z pewnością doczeka się jeszcze kilku innych edycji. Może więc na koniec o ogólnych wrażeniach?

Na sam koniec miałam okazję zobaczyć niezależny dramat „In Her Place”, jedyny tytuł z całego programu, którego nie widziałam wcześniej oraz „Assassination”, drugi największy blockbuster zeszłego roku obok wyświetlanego dzień wcześniej „Veteran”. Na tym drugim filmie zobaczyłam wreszcie prawie pełną salę po raz pierwszy od gali otwarcia, na której zjawili się obowiązkowo vipy i dziennikarze, więc robi to ładną klamrę. Poza tym to chyba najlepsze możliwe zakończenie – wielki blockbuster, ale jednocześnie produkcja historyczna, tak egzotyczna dla tych widzów, którzy o historii Korei mają niewielką wiedzę.

Pięć dni przeleciało mi błyskawicznie. Na początku trochę narzekałam, że program mógłby być nieco bardziej różnorodny, bardziej obfity, ale teraz kiedy patrzę na to z dystansu, uważam, że całkiem nieźle wybrano prezentowane filmy w myśl „siedem filmów, siedem spojrzeń, siedem portretów”, choć można też było odnieść wrażenie, że wszędzie grają ci sami aktorzy… Jak dla mnie nigdy nie za dużo Ha Jung Woo!

Wydaje mi się, że „The Handmaiden” podzieliło, „The Royal Tailor” zachwyciło wizualnie, „The Beauty Inside” spodobało się wszystkim, „Veteran” raczej nie podpadł starszym osobom, które nie mogły strawić Yoo Ah Ina, „Assassination” było widowiskiem, „Right Now, Wrong Then” wprawiło w zadumę, a „In Her Place” było właśnie takim typowo festiwalowym materiałem, którego się zapewne spodziewano. Naprawdę niezły zbiór, jak na darmowe pokazy, choć ja chciałabym jeszcze zobaczyć „Goksung”, które powędrowało jednak na Pięć Smaków lub „The Truth Beneath” – może za rok?

W sumie mogłabym tak długo wymieniać wady i zalety. Podobało mi się, że wszystko odbywało się w jednym kinie, bo nie trzeba było biegać między różnymi, ale z drugiej strony było czuć mało festiwalowości, a bardziej taki klimat po prostu pokazów specjalnych. System rezerwacji też jest nietrafiony, ponieważ wiele ludzi rezygnuje, nie mogąc ich dokonać, a potem zawsze zostają wolne miejsca, kiedy bilety nie zostaną odebrane, a zaproszeni goście przyjdą z grzeczności tylko na galę otwarcia. Przypadkowo uczestniczyłam w rozmowie z menadżerem festiwalu, który zastanawiał się czy nie zrobić w przyszłym roku dwa razy większej imprezy w kilku kinach i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, ile tak naprawdę dylematów powstaje w organizacji takiego festiwalu, który, pamiętajmy!, jest non-profit. Osobiście widziałabym jakieś stoisko z gadżetami, literaturą, czymś związanym z Koreą, skoro współorganizatorem jest Centrum Koreańskiej Kultury oraz więcej seansów na dzień… Tyle że to nie jest festiwal dla przyjezdnych tak za bardzo.

Poza całkowicie niezwiązanym faktem, iż kobieta podróżująca sama w Polsce jest rzadko spotykana i cierpiałam bardzo na brak znajomych w ciągu dnia, druga edycja Warsaw Korean Film Festival podobała mi się jeszcze bardziej niż pierwsza z powodu nawiązanych znajomości oraz możliwości bycia na wszystkich seansach.

Ważne linki:

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.