Znane też jako: Taste of Love, Cheeky She Stuck Up He, Yeonaeui Mat, 연애의 맛
Na podstawie: pomysł oryginalny
Gatunek: komedia romantyczna, erotyczny
Reżyseria: Kim Aron
Premiera: 2015
Obsada: Kang Ye Won, Oh Ji Ho, Ha Joo Hee, Kim Min Kyo
.
Oh Ji Ho – aktor dramowy, który przez tyle lat nie pokazał większego talentu niż swój dobry wygląd i Kang Ye Won – aktorka głównie filmowa, ale niestety łapiąca się na same produkcje klasy B. „Love Clinic” nie jest wyjątkiem, ale przecież można to przeżyć w gatunku komedii romantycznej, dopóki tylko będzie chemia. Brak mi jednak słów na ten film… Można o nim mówić tyle złego, ale najchętniej wyrzuciłabym go z pamięci jak najszybciej, co będzie banalnie proste.
Komedia romantyczna doprawiona odrobiną erotyczności jest moim zdaniem świetnym pomysłem, który zresztą już się sprawdził – „My PS Partner” nie dość, że połączyło to ze smakiem, to jeszcze jest jedną z najlepszych koreańskich komedii romantycznych ostatnich lat w ogóle. W porównaniu do tego „Love Clinic” jest jak łatany z wielu części potwór, który w ogóle się nie sprawdza… Głównymi bohaterami są urolożka Gil Shin Seol (Kang Ye Won) i ginekolog Wang Sung Ki (Oh Ji Ho), którzy otwierają swoje poradnie na tym samym piętrze, a potem jeszcze okazują się być sąsiadami. Od samego początku się nie dogadują, ale jak wiadomo, doprowadzi to do sympatii… i więcej fabuły w tym filmie tak naprawdę nie ma. Teoretycznie mają go podkręcić pikantne rozmowy o narządach z racji zawodu głównych bohaterów, ale oni sami są niewinni jak nastolatkowie w dramach. Ona szuka tej jedynej wielkiej miłości, a wykazywała wcześniej alergię po całowaniu się, on natomiast jest popularny, ale ma problemy z erekcją.
Ich nudnawe, przewidywalnie interakcje przeplatane są scenami z udziałem trzeciej sąsiadki, femme fatale In Young (Ha Joo Hee), która próbuje uwieść Sung Ki w bardzo nachalny sposób, mimo że z góry wiadomo, że nic z tego nie będzie. Dlatego aby miała nieco więcej „funkcji” w „Love Clinic”, to ona właśnie jest główną bohaterką kilku bezgustownych scen seksu rodem z filmów erotycznych, ale jeszcze nie stricte pornograficznych. Co gorsza, nie wprowadzają one kompletnie niczego do filmu, będąc z udziałem jakiś statystów z jednym zdaniem do wypowiedzenia.
Oglądając kulisy „Love Clinic”, zapadło mi w pamięć zdanie, że reżyser Kim Aron jest fanem thrillerów, a paradoksalnie kręci komedię romantyczną. Nie mam pojęcia, co mu przyszło do głowy, ponieważ reżyseria tego filmu jest pozbawiona jakiegokolwiek smaku i po prostu widać, że nie ma on zielonego pojęcia o gatunku, kręcąc coś, co być nadaje się do oglądania tylko dla facetów dzięki swoim scenom rozbieranym, a romantyzmu w tym ani krzty. Niech was nie zwiedzie ładny plakat, bo obiecanego pieprzu w relacji głównych bohaterów nie ma, ale z drugiej strony nie zobaczycie nawet takich niewinnych randek i flirtowania. Główni bohaterowie po prostu wpadają na siebie, gadają i tak bez końca, a przeplecione to jest wspomnianymi scenami seksu, które są jak z zupełnie innego filmu.