Znane też jako: Sea Ice, Thawing, Haebing, 해빙
Na podstawie: pomysł oryginalny
Gatunek: thriller psychologiczny
Reżyseria: Lee Soo Yeon
Premiera: 2017
Obsada: Jo Jin Woong, Kim Dae Myung, Lee Chung Ah, Yoon Da Kyung, Shin Goo, Song Young Chang, Yoon Se Ah
.
„Bluebeard” jest drugim filmem Lee Soo Yeon po prawie piętnastu latach od debiutanckiego „The Uninvited” z Park Shin Yangiem i Jeon Ji Hyun, które było bardzo dobrze przyjęte przez krytykę, ale rozczarowujące pod względem komercyjnym. Recenzowany film podziela podobny los, dlatego obawiam się, że być może nie doczekamy się kolejnego filmu reżyserki, a szkoda, bo podobnie jak Lee Kyung Mi tworzy kino, które można by nazwać „męskim”, ale w porównaniu do „tradycyjnych” thrillerów, szczególnie tych o zemście, dużo więcej czasu poświęca stronie psychologicznej oraz mnoży niejasności.
Pod tym względem „Bluebeard” niemalże dociera do granicy. Film jest przeładowany zagadkowymi wątkami, momentami robi się też bardzo krwawy, więc z pewnością nie jest to najprzyjemniejszy, najłatwiejszy seans i też nie najłatwiejsza rola Jo Jin Woonga. Wciela się w postać lekarza Byun Seung Huna, który po rozstaniu z żoną i załamaniu nerwowym opuszcza klinikę w Gangnam i osiada gdzieś na prowincji, wynajmując mieszkanie nad rzeźnikiem i zajmując się całymi dniami kolonoskopiami. Podczas jednego takiego zabiegu ojciec rzeźnika z piętra niżej zaczyna coś mamrotać, co główny bohater odbiera jako wyznanie morderstwa. Zbiega się to z newsem, że z tajającej rzeki wydobyto posiekane ludzkie szczątki, tak więc od tego momentu zaczyna się paranoja Seung Huna, że jego właściciele mieszkania są seryjnymi mordercami. Odkrywa nawet w chłodni ludzką głowę, ale cały film tańczy na granicy jawy, snu i halucynacji głównego bohatera, który jest w fatalnym stanie psychicznym.
Za każdym razem, kiedy następuje jakiś zwrot akcji, jest on gwałtownie urywany sceną budzenia się lub ocknięcia Seung Huna, co wcale nie ułatwia śledzenia fabuły „Bluebeard”, ale za to jest niezłym ćwiczeniem umysłowym. Krwawe sceny są krótkie i szokujące, natomiast najwięcej napięcia thriller ten produkuje przez „zwykłe” interakcje głównego bohatera z innymi, z których każdy jest inny niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, a wszystkie najmniejsze gesty stają się podejrzane.
Mnogość tych wątków, podejrzeń, drobiazgów oraz nieustanny, halucynogenny klimat niestety sprawiają, że „Bluebeard” może być albo intrygujące, albo testujące cierpliwość, ponieważ film należy do tych z rodzaju slow burn, co szczególnie efektywne było właśnie w czasach, kiedy Lee Soo Yeon debiutowała z „The Uninvited”. Obecnie spodziewałabym się „większych wrażeń”, ale muszę przyznać, że im dłużej mija od czasu, kiedy obejrzałam „Bluebeard”, tym lepiej oceniam ten film na sucho. Co prawda przez ponad dwie trzecie widz błądzi w ciemności niczym główny bohater, aby potem wszystko zostało mu aż nadto wyłożone w słownym wyjaśnieniu, ale film pozostaje hitchcockowski.