Hwayugi

Znane też jako: A Korean Oddysey, Hwayuki, 화유기

Na podstawie: chińskiego klasyku „Journey to the West”

Gatunek: fantasy, komedia romantyczna

Ilość odcinków: 20 x 80 min.

Premiera: 2017-2018

Obsada: Lee Seung Ki, Oh Yeon Seo, Cha Seung Won, Lee Hong Ki (F.T.Island), Lee Se Young, Sung Hyuk, Lee El, Jang Kwang, Sung Ji Roo, Yoon Bo Ra, Kim Sung Oh, Song Jong Ho, Kim Ji Soo

 

Szansa na rehabilitację

O „Hwayugi” można długo pisać w różnych kontekstach, tylko nie za bardzo o samej dramie… Streszczając się zatem do najważniejszych kwestii:

Po pierwsze, miał to być chwalebny powrót do łask sióstr Hong, pionierek współczesnych koreańskich komedii romantycznych, po bardzo nijakim „Warm and Cozy”, które było poprzedzone hitowym „The Master’s Sun” pozwalającym wierzyć, że klapa „Big” to było tylko jednorazowe potknięcie. Cóż, chyba wychodzi na to, że po tylu latach nie są już tak bankowymi scenarzystkami, zaliczając mniej więcej po tyle samo sukcesów, co porażek… Przeciętność „Hwayugi” tym bardziej boli, że można było oczekiwać po tej dramie naprawdę wiele, wręcz kolejnego współczesnego fenomenu popkulturowego na miarę „Goblin”. Skłaniały ku takiemu założeniu intensywna promocja tvNu, sam fakt emitowania przez tą stację kablową, która w ostatnich latach wyprodukowała o wiele więcej hitów niż stacje telewizji publicznej, zachęcając do siebie największe gwiazdy oraz reżyserów i scenarzystów, którzy czymś już się wcześniej wsławili, emisja w środku sezonu zimowego, pod koniec roku, no i (gasnąca już co prawda) sława sióstr Hong, które są celebrytkami wśród scenarzystów obok m.in. Kim Eun Sook. Do tego podobna tematyka, co „The Master’s Sun” oraz uwielbiany przez koreański naród Lee Seung Ki w swojej pierwszej roli po ukończeniu służby wojskowej.

Jeśli jednak oglądalność dramy była wysoka, ale nie nadzwyczaj hitowa (w przypadku tej wielkiej produkcji myślę, że spokojnie można mieć było nadzieje na 10%…), to gdzie szukać dziury? Czy bardziej jest to kwestia bardzo wysokich oczekiwań wobec „gwiazdorskich produkcji”, które najpierw zgubiły SBS przy (poniekąd) „The Legend of the Blue Sea”, a później (już zdecydowanie) przy „While You Were Sleeping”, czy może siostry Hong już się doszczętnie ograły? Nie powiem, na przestrzeni lat wciąż można było szukać podobnych motywów w każdej ich kolejnej dramie, ale ile można? Wydaje się, że jesteśmy już w kompletnie innej erze koreańskich dram, a siostry Hong to taki wyznacznik poprzedniej…

Po drugie, trudno ignorować narastające kontrowersje wokół „Hwayugi”, które mogą sprawić, że będzie się patrzeć na tę dramę bardziej krytycznym okiem. Wielka afera zrobiła się już w pierwszym tygodniu emisji, kiedy widoczne gołym okiem niedociągnięcia techniczne zepsuły seans drugiego odcinka, który był ponownie transmitowany po kolejnym montażu. Live shooting już od samego początku dramy, szczególnie takiej, która ze względu na swój gatunek potrzebuje więcej czasu na post-produkcję efektów specjalnych, zapowiadał się na koszmar godny legend o nota bene innej dramie sióstr Hong, „Fantasy Couple”. W dodatku w tym samym czasie zdarzył się tragiczny wypadek na planie w całej tej gorączkowej produkcji i został zatrudniony trzeci reżyser dla większej efektywności… Ku mojemu zdziwieniu, wcale nie spowodowało to, że widzowie odwrócili się od „Hwayugi”, może jednak zadziałało to jak reklama „kontrowersyjnej” dramy, niemniej pozostał niesmak, który wpłynął na to, że patrzałam na nią jeszcze bardziej krytycznie niż było to potrzebne. Nie będę się jednak silić na pozory obiektywności – ogłaszam oficjalnie, iż „Hwayugi” było dla mnie podobną męką, co zeszłoroczne „Hwarang”, które rzuciłabym w diabły, gdyby nie tylko popularność tej dramy, przez którą wypadałoby coś o niej napisać.

Małpi król na ratunek ukochanej

Tym razem siostry Hong, znane zresztą z adaptowania różnych istniejących materiałów, wzięły na warsztat chiński klasyk „Journey to the West”, którego elementy można kojarzyć z mangi i anime „Dragon Ball”, która również się nim inspirowała. Son Oh Gong (Lee Seung Ki) jest potężnym małpim demonem, który uzyskał status nieśmiertelnego bóstwa, ale został ukarany przez niebiosa więzieniem, z którego uwalnia go główna bohaterka Jin Sun Mi (Oh Yeon Seo) nosząca w sobie przeznaczenie mniszki Sam Jang. Dzięki tym mocom od dziecka widywała różne duchy oraz demony i wręcz wyspecjalizowała się w wypędzaniu ich z nieruchomości, którymi później handluje, ale spowodowało to, że jest bardzo smutną i samotną osobą. Oh Gong pragnie odzyskać pełnię swoich mocy przez pożarcie Sam Jang, której krew jest celem wielu innych demonów, jednak Woo Hwi (Cha Seung Won), jego nemezis, sprawia, że zostaje połączony z Sun Mi potężną bransoletką Geumganggo, która wymusza na nim całkowite posłuszeństwo wobec niej oraz wywołuje ból w sercu… Relationship contracts nigdy nie były wcześniej tak wymyślne!

Son Oh Gong może gadać co chce – jego serce staje się posłuszne Jin Sun Mi, która również się w nim zakochuje, ale głównych bohaterów łączy też śmiertelne przeznaczenie mogące doprowadzić do końca świata… Z wyjątkiem tego ostatniego fragmentu jest to dobrze już znana zagrywka z innych dram sióstr Hong, szczególnie tych kilku ostatnich, kiedy związkowi głównej pary bardziej groziło nie rozstanie, a śmierć jednej osoby. Minął już zresztą czas, kiedy z entuzjazmem porównywałam jedne ich produkcje do drugich, w przypadku „Hwayugi” cierpiałam po prostu na nieznośne poczucie deja vu.

Sięganie po sprawdzone rozwiązania?

Wielu aktorów już wcześniej z nimi współpracowało, w szczególności Cha Seung Won powtórzył swój komiczny, absurdalny, nieraz przesadzony występ z „The Greatest Love” z tym wyjątkiem, że teraz grał istotę nadprzyrodzoną. Ogólna fabuła dramy streszcza się do pozbywania się demonów tygodnia, co wraz ze związanymi z tym licznymi rolami cameo znanych aktorów, można uznać za powtórkę z rozrywki po „The Master’s Sun”. Zresztą odniosłam takie wrażenie, jakby scenarzystki po prostu powróciły do jedynego pomysłu, który jakoś im wypalił w ostatnich latach i postanowiły ambitnie go rozwinąć, kreując znacznie większy, fantastyczny świat i związaną z nim mitologię, lecz po kilku odcinkach takie egzorcyzmy coraz bardziej wymyślnych demonów stały się dla mnie wtórne, szczególnie kiedy większość czasu i tak zeszła na gadających głowach. Żeby te postacie cechowały się jeszcze jakąś głębią! Niestety były tylko zbiorem ekscentrycznych potworów – Sun Mi z magiczną krwią, wszechmocnego Son Oh Gonga, który jednym strzałem pozbywał się maszkar, praktykującego ascetyzm bull kinga Woo Hwi, którego ziemskim alter ego był prezes wytwórni, jej gwiazd – pig demona Pal Gye (Lee Hong Ki) i Alice (Yoon Bo Ra), której ciało posiadł octopus prince, obudzonej krwią Sam Jang dziewczyny-zombie Bu Ja (Lee Se Young) oraz rodzeństwa General Frost i Summer Fairy zamieszkujących jedno i to samo ciało (Sung Hyuk). Dużo wątków, dużo motywów, ogromna masa pomysłów, a jednak to wszystko wydało się takie płytkie…

Doszłam przy „Hwayugi” do wniosku, że prostu pewna era już dla mnie minęła. Wzdrygam się na wspomnienie swojego zachwytu nad „You’re Beautiful”, mojej de facto pierwszej koreańskiej dramy, którą obejrzałam osiem lat temu – była dużo bardziej kiczowata… Wtedy jednak bawiła mnie do łez, tak więc pomyślałam, że gdyby przenieść „Hwayugi” do 2010 roku, pewnie uznałabym, że jest to najlepsza drama na świecie. Byłabym zachwycona różnorodnością bohaterów, kreatywnością, przymknęłabym oko na efekty specjalne i wręcz zachwycałabym się nimi, zważywszy na ówczesne możliwości techniczne. Jednakże w obecnych czasach „Hwayugi” to po prostu jeden z wielu epickich romansów fantasy, który jest zabawny tylko do momentu, w którym główni bohaterowie rzeczywiście zakochują się w sobie. Pokładałam irracjonalnie dużo nadziei w Oh Yeon Seo, nie wiem, może ze względu na jej komiczny występ w „Please Come Back, Ahjussi”, ale jak wielu już to powiedziało, była bardzo nijaką główną bohaterką. Chyba ktoś musiał być „normalny” w tym cyrku, tylko brakowało jej spójności charakteru. Jak zresztą wszystkim, którzy stawali się narzędziami fabularnymi potrzebnymi akurat w danej chwili… Zmęczyłam się.

Ocena:

Fabuła – 4/10

Kwestie techniczne – 7/10

Aktorstwo – 6/10

Wartość rozrywki – 4/10

Średnia – 5,25/10

14 Comments

  1. Mnie się ta drama bardzo podobała, bawiłam się świetnie, ale widocznie nie mam gustu, bo zasypiałam na wspomnianym Goblinie.

    Polubienie

  2. Czekałam na tę dramę, bo lubię fantasy i do tego mój ulubiony aktor w roli głównej. Szkoda tylko, że zapomnieli o fabule i wytrwałam jedynie do połowy.

    Polubienie

  3. You Beautiful kocham, i bede kochal za 100 lat, kicz ? Prosze bardzo jakolwiek nazwiesz , ale ten kicz daje wiare w jakiekolwiek wartosci . Jestem romantykiem i romantyzmu szukam gdziekolwiek.

    Polubienie

  4. To normalne, z wiekiem dojrzewasz, choc wolalbym bys zachowala piekne wspomnienia na zawsze, niz deptala to co piekne bo dzis jestes inna.

    Polubienie

  5. Mój komentarz będzie krótki, ale myślę, że treściwy ;) Szkoda czasu i tyle! Nie skończyłam tej dramy, ba nawet do połowy nie dotrwałam i jak widać podjęłam słuszną decyzję. Proponuję poszukać innego fantasy, jeśli koniecznie ma się ochotę na ten gatunek, a jak nie to spróbować Just between lovers -chociażby :)

    Polubienie

    1. Ales ty wybredna, kiedys czlowiek calowal po rekach za kazda przetlumaczona drame. Dzis ludzie nie maja zadnych wartosci, nie cenia nic po za wlasnym widzi mi sie.

      Polubienie

  6. Ja się jednak w miarę dobrze bawiłam, może dlatego, że właśnie męczące dla mnie było Master’s Sun…
    Podobał mi się bromance, przymknęłam oko na efekty specjalne, zombie i psia sekretarka dobrze zagrane, a Lee Seung Gi poradził sobie z rolą małpy urodzonej w wulkanie. Z pewnością po wojsku jest bardziej swojski i przystępny, odpowiadało mi to. Oh Yeon Seo zgadzam się – słabo, ale to mój pierwszy z nią kontakt w dramie, wiec nie wiem czy jest cienka zawsze, czy to też były wymagania roli.
    Fabuła śmieszna, czasami niespójna, ciekawe wątki spłycone, bądź zostawione bez rozwiązania, ale bawiłam sie dobrze.
    Niektóre sceny oglądałam kilka razy, ale całej dramy raczej nie obejrzę powtórnie.

    Polubienie

  7. Nie dotrwałam nawet do końca 1 odcinka. Rozważałam przez chwilę zrobienie drugiego podejścia, ale Twoja recenzja skutecznie wybiła mi ten pomysł z głowy. Po tej niewielkiej dawce jaką przyszło mi obejrzeć, doszłam do podobnych wniosków. Drama jest zwyczajnie przestarzała. Faktem jest, że pewne motywy i schematy choć stare, wciąż się sprawdzają. Romanse, melodramaty czy kryminały często idą jednym i tym samym torem, ale to się sprawdza, bo jest dobre, bo wciąga mimo przewidywalności. Ale pewne rzeczy trzeba zostawić w przeszłości i mieć na uwadze, że to co 10 lat temu było hitowe, dziś będzie porażką. Co więcej, jeśli czerpiemy z klasyków, to musimy robić to umiejętnie i wiedzieć, czego absolutnie nie ruszać, a co koniecznie zmienić. ,,Hwayugi” to takie fantasy czerpiące głównie ze starszych przedstawicieli gatunku, którzy bazowali na tym, co podobało się publiczności w czasie gdy powstawały. Trochę tak, jakby teraz próbować zaskoczyć widza melodramatu śmiertelną chorobą i amnezją. Może i się zdziwi, ale bardziej uciekaniem się do żałośnie słabych rozwiązań, niżeli ,,niespodziewanym” zwrotem akcji.

    Polubienie

  8. I tak podziwiam, że skończyłaś. Ja obejrzałam tylko dwa pierwsze i jeszcze jeden przypadkiem. To była po prostu przestarzała drama plus za ambitna (efekty specjalne). Myślę, że najbardziej ochrzan należy się, nawet nie scenarzystkom tylko reżyserom. Podejrzewam, że jakby zatrudniono jakiegoś (jednego!) zdolnego, młodego reżysera, który miałby faktyczną władzę nad produkcją (potrafiłby się postawić siostrom), dałoby się to jeszcze uratować. A tak to wyszła drama jak z przed 10 lat, tylko że taka, która ma wszystkie wady starych dram a niestety nie zawiera ich zalet (dobrej chemii i poczucia humoru).

    Polubienie

  9. NIe dałam rady obejrzeć tej dramy do końca, co coraz częściej mi się zdarza. Bardzo podobał mi się pierwszy odcinek a później było coraz gorzej, dotrwałam do połowy. Oprócz wspomnianej w poście wtórności dramy nie mogłam znieść głównej pary. Niech ktoś mi powie, dlaczego ci aktorzy są tak popularni, gdy dla mnie są strasznie drętwi i wszędzie grają tak samo? Szczególnie Oh Yeon Seo. A czekam na Cheese in the trap z nią i nie wiem jak to zniosę :/

    Polubienie

  10. No tak, można się zmęczyć.Mam wrażenie, że każdy odcinek z osobna to dość dobrze nakręcona historia z ładnymi zdjęciami i montażem, i efektami, ale całość niezmiernie męczy. Zaczyna się bardzo obiecująco paktem-obietnicą pomiędzy Czarodziejem i dziewczynką, ale zaraz emocje gdzieś się rozpływają i nic z tego nie zostaje. Co ciekawe bohaterami najbardziej nieudawanymi, z krwi i kości byliby: zombi (Lee Se Young) i niedoszły zły władca świata (Song Jong Ho), natomiast interpretacja wojującej z duchami Jin Sun Mi przez Oh Yeon Seo jest dziwna i niezrozumiała. Za to mamy w Hwayugi garść fajnych pomysłów, które zawsze ucieszą miłośników gatunku, typu wchodzenie do obrazu lub filmu, nawiedzone marionetki, czy kule pop-energii.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.