Znane też jako: Keserasera, 케세라, 세라
Na podstawie: pomysł oryginalny
Gatunek: melodramat
Ilość odcinków: 17 x 70 min.
Premiera: 2007
Obsada: Jung Yumi, Eric (Shinhwa), Lee Kyu Han, Yoon Ji Hye, Lee Eun Sung, Jang Tae Sung
Dojrzenie do pozycji
„Que Sera, Sera” jest kolejną perełką, którą odkopałam po wielu latach posiadania pamięci o niej gdzieś tam z tyłu głowy. Jako nastolatka raczej nie zostałam porwana pierwszym odcinkiem, po którym odłożyłam tę dramę na przysłowiowe „później”, ale po około dziewięciu latach od tamtego czasu zupełnie inaczej można postrzegać tę produkcję, co nie? Wcześniej znałam ją infantylnie jako tę z odważnymi scenami pocałunków, podobnie jak „Soulmate” (MBC 2006), do którego również wróciłam po wielu latach. „Que Sera, Sera” to jednak coś więcej niż współczesny melodramat, relationship drama czy „serial dla starszej widowni”…
Jest to trudna, męcząca, ale jednocześnie intrygująca drama, którą można porównać chyba tylko do „Ireland” (MBC 2004) w kwestii rozgrywania się na przekór oczekiwaniom widzów przyzwyczajonych do zgoła innych romantycznych opowiastek… Samo wyrażenie que sera, sera – whatever will be, will be, odzwierciedla główny motyw zachowania bohaterów, którzy torturują się, potem robią coś bez myślenia o konsekwencjach, a następnie znowu się zadręczają. To nie jest melodramat o „tylko” smutnej miłości, ale o destrukcyjnych emocjach i maltretowaniu innych osób. Traktując pojęcie miłości jako grę o sumie zerowej, „Que Sera, Sera” przedstawia niezwykle skomplikowany czworokąt miłosny, w którym każde pojedyncze uczucie jednej osoby wobec drugiej powoduje straty oraz nieszczęście, chociaż mimo wszystko gdzieś się tam tli nadzieja na lepszą przyszłość oraz chęć powrotu do niewinności, która pojawia się w sumie w wielu revenge dramach…
Czworo raniących siebie nawzajem ludzi i brak rozwiązania
Nie powiem, „Que Sera, Sera” zaczyna się trochę absurdalnie, ale kiedy przełknie się już dziwaczne meet cute (?) głównych bohaterów, wydarzenia dzieją się błyskawicznie. Kang Tae Joo (Eric) pracuje w firmie eventowej, ale mimo to zachowuje się jak żigolo, dając się podrywać bogatym kobietom i obsypywać prezentami. Pragnie w ten sposób zmienić swoją pozycję społeczną. Han Eun Soo (Jung Yumi) wydaje się być typową dramową bohaterką – rzuciła studia, aby zarobić na leczenie młodszej siostry Ji Soo (Lee Eun Sung) oraz spłacić długi matki, z którymi nawet nie jest spokrewniona i jest oczywiście dziewicą, która nigdy dotąd nikogo nie pocałowała. Wparowuje do mieszkania Tae Joo, myśląc, że znajdzie tam siostrę, która uciekła właśnie do stolicy, korzysta ordynarnie z jego toalety, gubi swoją torbę – nic dziwnego, że on uznaje ją za wariatkę. Rozbawia go jednak jej osoba, która jest kompletnie inna niż kobiety, z którymi się spotyka. Całuje ją w windzie tylko po to, żeby ją onieśmielić, ale ku jego zaskoczeniu (i chyba wszystkich widzów…) Eun Soo mówi, że chce więcej. Zakochuje się w ahjussim, który ewidentnie z nią pogrywa. Tae Joo impulsywnie zgadza się z nią chodzić, potem o niej zapomina z braku czasu i już mu się odechciewa, kiedy znajduje lepszą partię. Odciska tym samym na niej piętno do końca życia…
Cha Hye Rin (Yoon Ji Hye) jest córką chaebola, która stara się udowodnić własną wartość, próbując prowadzić dom mody jako dowód na jej niezależność, chociaż jest jednocześnie spadkobierczynią centrum handlowego. Wciąż nie może zapomnieć o swoim przybranym bracie Shin Jun Hyuku (Lee Kyu Han), z którym nawiązała romans, mieszkając pod jednym dachem, po czym rozstali się i on wyjechał. Kiedy wraca, aby przejąć władzę nad firmą, stara się być kompletnie obojętny na jej desperackie uczucia, dlatego Hye Rin, trochę aby wzbudzić w nim zazdrość, a trochę żeby rodzice przestali ją swatać, wynajmuje Tae Joo jako swojego fałszywego narzeczonego. Eun Soo znajduje zatrudnienie w tej samej firmie, w której pracuje Jun Hyuk, a później Tae Joo.
Między tymi wszystkimi bohaterami gęstnieje sieć niewypowiedzianych na głos emocji. Eun Soo wciąż jest zakochana w głównym bohaterze, mimo że stała się zgorzkniała i wielokrotnie go odpycha ku jego zaskoczeniu, że tak się mogła zmienić. Jun Hyuk i Hye Rin próbują być z innymi osobami na pokaz, aby sobie nawzajem dokuczyć, choć jest to tak ambiwalentne, że do końca nie wiadomo, na ile udają, a na ile rzeczywiście darzą odpowiednio Eun Soo i Tae Joo swoją własną, egocentryczną formą zaborczej miłości. Natomiast postać grana przez Erica z powodu niedoświadczonej dotąd przez niego zazdrości przybliża się do granicy między zdrowymi zmysłami a szaleństwem… „Que Sera, Sera” może być naprawdę przygnębiające pod tym względem, że nikt z tych bohaterów ani na chwilę nie doświadcza prawdziwego szczęścia, ponieważ wszędzie kryją się fałsz, ukryte intencje oraz drugie dno. Pod tym względem jest to naprawdę unikatowa drama na tle innych.
Bohaterowie, którzy zadają sobie nawzajem cierpienie, tak naprawdę głównie spotykają się i rozmawiają, ale bez żałosnego sabotowania siebie i posuwania się do histerycznych czynów (chociaż czy wymuszone sceny pocałunków na pokaz nie zaliczyć do tego…?). To jest właśnie największym paradoksem „Que Sera, Sera”, ta intensywność pochodząca główne ze scen dialogów. Może to zarówno odrzucić widzów, jak i przykuć ich uwagę… Niezwykle interesujące jest to, jak wiele można zadać psychologicznego cierpienia bez uciekania się do fizycznej przemocy, chociaż kluczowy, najbardziej kontrowersyjny dziewiąty odcinek, w którym Kang Tae Joo prawie gwałci Han Eun Soo, a ona znowu okazuje po tym zupełnie inną reakcję niż można oczekiwać, będzie punktem, w którym widz będzie musiał podjąć decyzję czy oglądać to dalej.
Oryginalna tożsamość artystyczna
„Que Sera, Sera” nie stało się oczekiwanym hitem, pomimo rzekomo ogromnego szumu medialnego wobec nowej produkcji PD Kim Yoon Chula od „My Name is Kim Sam Soon” (MBC 2005), ale drama ta nawet teraz, po tak wielu latach, nie jest czymś łatwym do przełknięcia, mimo że można było zobaczyć już całkiem sporo najróżniejszych, nowoczesnych dram o związkach… Jasne, wizualnie się już zestarzała, szczególnie jeśli chodzi o stylizację głównych bohaterów lub sposób kręcenia zdjęć, który najczęściej jest dość standardowy i statyczny, niczym współczesne dramy weekendowe, ale okazjonalne tracking shots lub wojerystyczne ujęcia „z ręki” w scenach intymnych wciąż wzbudzają poczucie, że jest to nieco inna, bardziej odważna artystycznie drama. Za to soundtrack pełen muzyki artystów Fluxus Music jest ponadczasowy – w „My Name is Kim Sam Soon” królowali Clazziquai, natomiast tutaj można usłyszeć W&Whale, Yi Sung Yola oraz Loveholic.
Trudno porównać „Que Sera, Sera” do wyrobionej obecnie indie stylistyki podobnych relationship dramas – tu nic nie jest pastelowe. Jednakże sami Eric („Discovery of Romance”, „Oh Hae Young Again”) i Jung Yumi („I Need Romance 2”, również „Discovery of Romance”) bardzo kojarzą się z gatunkiem… W „Que Sera, Sera” można zobaczyć ich pierwsze próbki tego, z czego w sumie najbardziej słyną – on ma talent do niezwykle ciężkich fizycznie scen emocjonalnego rozpadu, ona natomiast pogrywa swoim wizerunkiem kobiety-dziecka, będąc bardziej przyziemną niż inne gwiazdy ekranu, a jednocześnie uciekając w odważne strony stereotypowi niewinnej dramowej bohaterki. Ktoś ją kiedyś porównał do Björk… Nie wiem, to chyba eklektyzm jej kariery. Czy uwierzycie, że w momencie angażu do głównej roli w takiej dramie jak „Que Sera, Sera”, która jest jej telewizyjnym debiutem, miała ledwo dwadzieścia cztery lata i trzy role drugoplanowe w filmach na koncie?
Recenzowany tytuł skierowany jest do niszowej grupy odbiorców, a ja wyrażam żal, że nie zbyt wielu podobnych w świecie koreańskich dram, z takim naciskiem na psychologię i odważających się pokazać najbrzydsze strony człowieka. „Que Sera, Sera” wykorzystuje tradycyjne elementy koreańskiego melodramatu – czworokąt miłosny, zazdrość, zakazaną miłość – i tworzy coś oryginalnego, czego ani nie mogę nazwać makjangiem, bo jednak trzeba wysilić przy niej umysł, ani wspomnieniem po „Seksie w wielkim mieście”, który jest złotym standardem dram o tej tematyce.
Ocena:
Fabuła – 7/10
Kwestie techniczne – 8/10
Aktorstwo – 8/10
Wartość rozrywki – 7/10
Średnia – 7,5/10
Podobnie jak Ty jakieś 8 lat temu, będąc nastolatką ;) znalazłam tą dramę i wiedziałam, że jest dobra, ale wiedziałam też, że jest wymagająca, więc będąc na fali słodkich rom-komów, ewentualnie jakiś kryminałów, powiedziałam sobie będę starsza mądrzejsza – obejrzę i… zapomniałam o niej ! Dzięki Tobie odgrzebana z pamięci trafia na liste do obejrzenia – niezwłocznie, choć czuje, że seans będzie długi, to wiem, że warto :)
Pozdrawiam :)
PolubieniePolubione przez 1 osoba