Znane też jako: Welcome to Waikiki, Woohoo Waikiki, Go Go Waikiki, Laughter in Waikiki, Eulachacha Waikiki, 으라차차 와이키키
Na podstawie: pomysł oryginalny
Gatunek: komedia
Ilość odcinków: 20 x 70 min.
Premiera: 2018
Obsada: Kim Jung Hyun, Lee Yi Kyung, Son Seung Won, Jung In Sun, Go Won Hee, Lee Joo Woo, Kang Kyung Jun
Ulepszony powrót do groteskowej komedii
Po pierwsze, „Eurachacha Waikiki” sprawiło, że zaczęłam wątpić w swoje własne zdolności oceny, ponieważ nie mogłam uwierzyć, że tak mi się spodobała drama scenarzysty „Modern Farmer”, które z kolei zmieszałam z błotem… Moja bardzo negatywna recenzja tamtej dramy jest chyba jedną z nielicznych takich w internecie, dlatego po latach zaczęłam się zastanawiać czy aby sama nie rozbuchałam tak swojej reakcji, kiedy rzeczywistość mogła być tak inna? Mam alergię na slapstick i toaletowy humor, a choć żarty z pierdzenia nie ominęły „Eurachacha Waikiki”, to jednak zaskakująco byłam w stanie wytrzymać wszystkie głupoty tej dramy. Czyżbym dorastała…? A może się cofam…?
W każdym razie scenarzysta Kim Ki Ho wraz z resztą ekipy scenopisarskiej osiągnęli wreszcie złoty środek. To już nie jest poganianie jednego gagu drugim, ale bardziej przemyślana konstrukcja fabularna. Chciałam nazwać tę dramę komedią romantyczną, jednak mimo wszystko najodpowiedniejsze będzie bardzo szerokie określenie komedia, może trochę niedoceniane, ale doskonale zawierające w sobie dziecinność nie aż tak młodych bohaterów, która zapobiega ich zmądrzeniu i wrzuceniu „Eurachacha Waikiki” na przykład do podgatunku coming-of-age. Tu nie ma głębszych przemyśleń na temat swoich dotychczasowych porażek, ponieważ koniec końców jakoś się bohaterom wiedzie w ich własnym, niedojrzałym, ale za to jak sympatycznym świecie.
Trójka „idiotów” i ich żeńskie odpowiedniki
Tytułowe Waikiki jest niezbyt dobrze prosperującym guesthousem, który prowadzą trzej główni bohaterowie. Kierownikiem jest Kang Dong Goo (Kim Jung Hyun), który marzył o karierze reżysera, ale mu nie wyszło i do tego właśnie został rzucony przez swoją dziewczynę, modelkę Min Soo Ah (Lee Joo Woo). Pomagają mu jego dwaj najlepsi kumple – początkujący aktor Lee Jun Ki (Lee Yi Kyung), syn wielkiej gwiazdy, który uparł się, że sam zrobi karierę, ale na razie załapuje się tylko na role statystów w tle oraz aspirujący scenarzysta Bong Doo Shik (Son Seung Won), który pisze absurdalne internetowe opowiadanie. Filmowe inspiracje można dalej spotkać, kiedy tytuł każdego odcinka jest aluzją do jakiegoś słynnego filmu i poniekąd odzwierciedla jego motywy.
Do tego drama zbudowana jest trochę jak sitcom… Na początku poznajemy bohaterów w absurdalnych sytuacjach i dopiero z czasem natężenie scen komicznych lżeje i można ich poznać z bardziej ludzkiej strony. Nie zmienia to jednak faktu, iż „Eurachacha Waikiki” jest quasi-epizodyczne – pojedyncze odcinki podzielone na półgodzinne części owinięte są wokół „gagu dnia” i związanymi z nim rolami cameo, których jest od groma, natomiast całość spajają rozwijające się relacje między sześciorgiem bohaterów i ich wątki romantyczne.
To chyba zaleta, że bohaterki w tej dramie są niemniej zwariowane niż jej bohaterowie… Razem z chłopakami mieszka na stałe w guesthousie wiecznie nieszczęśliwa w związkach i szukaniu pracy młodsza siostra Dong Goo, Kang Seo Jin (Go Won Hee), która… musi codziennie golić swój zarost! Jest przez to jedną najbardziej ekscentrycznych postaci obok Lee Jun Ki, który wszystko obraca w farsę, tak więc trafił swój na swego. Dom wywraca do góry nogami pojawienie się w nim młodej samotnej matki Han Yoon Ah (Jung In Sun) i jej kilkumiesięcznej córki Sol, które nie mają za co żyć, ale bohaterowie pozwalają jej zostać z nimi i na zmianę opiekują się Sol, która staje się istną maskotką Waikiki. Yoon Ah wydaje się być zwykłą dziewczyną, która musiała szybko dorosnąć, ale kryje w sobie kilka niespodziewanych ekscentryzmów, jak na przykład marzenia o karierze raperki lub ogólnie przypadłość do mimowolnego zrzucania się innym na głowę oraz robienia im kłopotu pomimo swojej niewinnego niezdawania sobie z tego sprawy. Wreszcie Soo Ah – z początku wydaje się być typowym narzędziem fabularnym, a więc byłą dziewczyną głównego bohatera, który nie może się pogodzić się z byciem rzuconym, tak więc w wyniku swojej zazdrości doświadcza wielu upokarzających doświadczeń, nie zdając sobie przez długi czas sprawy z tego, że obok niego zawsze stoi ktoś trzymający jego stronę… Ta dziewczyna wprowadza się do Waikiki nieco później, po zerwaniu z kolejnym chłopakiem, który ją okradł i nagle wywraca do góry nogami stereotyp dystyngowanej, popularnej modelki. Okazuje się być bohaterką jak cała reszta czyli kolejną osobą, która robi głupoty, bo nie wie jak funkcjonuje świat. Wciąga Doo Shika w swój wielki plan założenia sklepu internetowego, kiedy wychodzi na to, że w niczym nie jest specjalnie utalentowana i paradoksalnie daje wszystkim porady sercowe, w tym Dong Goo, który zakochuje się w Yoon Ah.
Niepodważalna chemia; cukier, słodkości, różne śliczności i magiczny związek X
„Eurachacha Waikiki” wyróżnia się dla mnie przede wszystkimi dwiema rzeczami. Po pierwsze, niezwykle równym poziomem od początku do końca, nawet pomimo wydłużenia z powodu popularności, co zazwyczaj skutkuje rozlazłością fabuły. W tym przypadku jednak, z racji wspomnianej lekko zarysowanej epizodyczności, żadnej różnicy nie robi dodanie kilku odcinków więcej na zasadzie kolejnych perypetii, jakich bohaterowie doświadczają od samego początku. Może powoduje to lekkie opóźnienie w rozwiązaniu pewnych wątków, na które się czeka, ale wcale to nie przeszkadza w takim typie dramy, do jakiego należy „Eurachacha Waikiki”, bo można po prostu dłużej być bawionym przez ulubionych bohaterów…
…przez co dochodzimy do drugiej ważnej kwestii: chemii między obsadą. To właśnie sprawia moim zdaniem, że „Eurachacha Waikiki” jest niemal cudownym rozwinięciem artystycznym od czasów „Modern Farmer”, bo przede wszystkim widać, że aktorzy dobrze się bawią ze sobą i się lubią, co sprawia, że widz też ich lubi. Jakoś nie miałam wrogiej reakcji do slapstickowych scen, kiedy odgrywali je bohaterowie z… nie wiem, jakimś takim niewytłumaczalnym urokiem…? Co więcej, ich synergia jest tak dobrze zawiązana, że nie można dzielić „Eurachacha Waikiki” na bardziej lub mniej interesujące wątki bohaterów, bo wszyscy sześcioro mają ze sobą nawzajem najróżniejsze sceny niczym niespodziewana, naprawdę zgrana paczka, która jest ponad jakieś zazdrości między sobą, które miałyby ich rozdzielić. Drama rozpoczyna się i kończy na komediowej nucie, bez większych melodramatów.
Pomimo tego wszystkiego nie powiedziałabym, abym obejrzała arcydzieło koreańskiej telewizji. Nie wszystkie „gagi dnia” przypadły mi do gustu, więc zdarzały się odcinki, które najchętniej całe bym przewinęła i nie wiem, z której strony oceniać aktorstwo, co jest o wiele trudniejsze w komedii niż dramacie… „Eurachacha Waikiki” wygrywa jednak wszystko przez ten całkowicie subiektywny współczynnik rozrywki, jakiej dostarcza.
Zdobyte nagrody
2018 Asia Artist Awards:
- Rising Star Award dla Jung In Sun
Ocena:
Fabuła – 7/10
Kwestie techniczne – 7/10
Aktorstwo – 7/10
Wartość rozrywki – 10/10
Średnia – 7,75/10
Do tej pory nie mogę się nie uśmiechnąć, gdy przypominam sobie Eulachacha Waikiki. Nawet nie można powiedzieć, że żarty były głupie, bo one były po prostu kosmicznie absurdalne. Największą zagadką dla mnie jest Lee Yi Kyung, który jest przecież dramatycznym aktorem, zawsze z powagą i ponurą aurą, a tutaj, proszę, niczym jakiś król parkietu najśmieszniejszy z nich wszystkich!
PolubieniePolubienie
A widzisz, dla mnie wręcz odwrotnie… kojarzę go głównie z ról głupkowatych, choć sympatycznych kolegów lub po prostu komediowych sidekicków, jak np. w „Go Back Couple” lub „Because It’s The First Time”, a wydaje mi się, że dopiero po sukcesie Waikiki dostał poważniejsze propozycje od MBC. Abstrahuję od jego kariery filmowej.
PolubieniePolubienie