Znane też jako: The Divine Move 2: Ghost Move, Cruel Kindness, Sinui Hansu: Gwisupyeon, 신의 한 수: 귀수편
Na podstawie: koreańskiego filmu „The Divine Move” (2014) w reżyserii Jo Bum Goo
Gatunek: sensacyjny, gangsterski
Reżyseria: Khan Lee
Premiera: 2019
Obsada: Kwon Sang Woo, Kim Hee Won, Kim Sung Kyun, Heo Sung Tae, Woo Do Hwan, Won Hyun Jun, Yoo Sun, Jung In Gyeom, Stephanie Lee
Pamiętam, że uznawałam kiedyś oryginalne „The Divine Move” za niedorzeczne w samym swoim koncepcie pożenienia gry w baduk z hazardem, mafią, stawką większą niż życie oraz ostatecznymi walkami na pięści… Iście komiksowy pomysł okazał się być całkowicie oryginalny, niewzorowany na żadnej historyjce o superbohaterach, mimo że główny bohater przechodzi trening godny owego. Przyznaję, że dopiero z czasem nabrałam odpowiedniego dystansu, aby czerpać przyjemność z oglądania tak specyficznego kina akcji, które zawdzięcza wiele sukcesowi franczyzy „Tazza”.
Po pięciu latach pojawił się spin-off, „The Divine Move 2: The Wrathful”, inspirowany postacią, która w pierwszym filmie została zaledwie wspomniana. Zupełnie nowa obsada aktorów, nowy reżyser, ale bardzo podobna struktura fabuły, w której można szukać podobieństw z oryginałem lub traktować ten film jako zupełnie odrębną całość i oglądać bez znajomości tamtego. Porównania z „Tazza: The High Rollers” i jego kolejnymi spin-offami aż same się cisną, jednakże trzeba stwierdzić, że „The Divine Move”, a tym bardziej jego druga część, nie posiada tak głębokiej fabuły czy też rozwiniętego świata, aby wyciskać z tego niezliczone filmy, które byłyby ze sobą przynajmniej na tyle sensownie połączone, co kolejne części „Tazza”… Niemniej, nic tak naprawdę nie szkodzi na przeszkodzie ku temu, kiedy okazuje się, że formuła wciąż się sprawdza – „The Divine Move 2: The Wrathful” stało się umiarkowanym hitem.
Tym razem zamiast Jung Woo Sunga mamy w głównej roli Kwon Sang Woo. Zdawało się, że ma już za sobą swoje lata świetności jako gwiazda kina akcji, tak więc znalazł sobie ostatnio bardzo wygodną niszę komedii kryminalnych, jednakże „The Divine Move 2: The Wrathful” dowodzi, że wciąż jest w świetnej formie fizycznej i być może warto przypomnieć sobie o nim, kiedy będzie się zbierać obsadę do filmu akcji? Wciela się w postać o pseudonimie Gwi Soo, który wkracza na podobną ścieżkę zemsty, co Tae Seok (Jung Woo Sung) w pierwszym filmie. Popełnia wielki błąd, wyzywając w dzieciństwie na pojedynek czarny charakter tego filmu, ogólnokrajowego mistrza baduk Hwang Deok Yonga (Jung In Gyeom), dlatego przez następne lata trenuje na odludziu pod okiem jednorękiego Heo Il Do (Kim Sung Kyun), aby się zemścić za swoją porażkę oraz samobójstwo starszej siostry, która była molestowana.
Film nie trwa nawet dwóch godzin, a podzielony na rozdziały, w krótkim czasie stawia Gwi Soo na drodze kolejnych villainów, których pokonanie w baduk zwiększa jego umiejętności i doprowadza w końcu do final bossa, Hwang Deok Yonga. Główny bohater podróżuje po kraju razem z Panem Ddongiem (Kim Hee Won), który jest pośrednikiem i pojedynkuje się z gangsterem Busan Weed (Heo Sung Tae), szamanem Jungsungiem (Won Hyun Jun), a także młodym psychopatą Lonerem (Woo Do Hwan), który sam chce się zemścić na nim za śmierć swojego ojca. Oczywiście za każdym razem gra w szachy doprowadza do bezpośrednich konfrontacji, dlatego film nie jest wystylizowanym siedzeniem przy stole, jak np. japońskie „Akagi” o mahjongu, ale zawiera kilka zwariowanych pomysłów, takich jak gra na czas na torach kolejowych w obliczu nadciągającego pociągu.
Tyle wątków w tak krótkim czasie skutkuje tylko tym, że widz prześlizguje się po nich pobieżnie… Scenariusz „The Divine Move 2: The Wrathful” jest bardzo symplistyczny, co stanowi największą wadę, ale jednocześnie jego twórcy nie mają wygórowanych ambicji i doskonale wiedzą, że nakręcili film ku rozrywce mas, a nie do refleksji. Debiutujący w długim metrażu reżyser Khan Lee może się pochwalić wielkim stylem, nie tylko w kwestii scen akcji, ale również mis-en-scène stanowiącego ładne akcenty w szczegółowo zaprojektowanych set pieces związanych z kolejnymi przeciwnikami Gwi Soo. Jest to niczym kolejne poziomy w grze, niczym manga shounen, ale przez to, że „The Divine Move 2: The Wrathful” jest filmem opartym na oryginalnym pomyśle, trochę nie bardzo wiadomo, czy przystawiać do niego miarę filmów o superbohaterów, czy japońskich live-action, które należy traktować z jeszcze większym dystansem… „Tazza” jest bardziej realistyczne, natomiast „The Divine Move”, które posiada potencjał na całą franczyzę, można mimo wszystko wrzucić do kategorii guilty pleasures.