Znane też jako: Summit: Steel Rain, Gangcheolbi 2: Jeongsanghoedam, 강철비2: 정상회담
Na podstawie: koreańskiego filmu „Steel Rain” (2017) w reżyserii Yang Woo Seoka
Gatunek: thriller polityczny, sensacyjny
Reżyseria: Yang Woo Seok
Premiera: 2020
Obsada: Jung Woo Sung, Kwak Do Won, Yoo Yeon Seok, Angus Macfadyen, Shin Jung Geun, Ryu Soo Young, Yeom Jung Ah
Koreańskie kino może się pochwalić w tym momencie aż dwoma thrillerami akcji rozgrywającymi się na pokładzie łodzi podwodnej i w obu przypadkowo występuje Jung Woo Sung… Po dwudziestu latach od czasów „Phantom” (1999) „awansował” z roli żołnierza do prezydenta Korei Południowej, ale to zaskakujące ugruntowanie pozycji, a więc uczynienie dyplomaty z aktora kojarzącego się przede wszystkim z rolami herosów akcji, jest tym bardziej nieoczekiwanym rozwojem sytuacji, kiedy mamy do czynienia z sequelem „Steel Rain” (2017), w którym Jung Woo Sung zagrał północnokoreańskiego super-agenta. A tutaj…?
Wspominałam o tym już w recenzji „Peninsula” (2020), ale „Steel Rain 2: Summit” jest drugim tegorocznym spin-offem, który maskuje się początkowo jako sequel, ale okazuje się być zupełnie inną historią niż oryginał. Reżyser Yang Woo Seok podobnie jak Yeon Sang Ho jest pomysłodawcą i oryginalnym autorem wykreowanego przez siebie świata, z którego właśnie próbuje stworzyć uniwersum (na wzór Hollywoodu…?). Zamiast stworzyć bezpośrednią kontynuację hitu, najwyraźniej uznał tamtą historię za zamkniętą i wyobraźnia zawiodła go w inne rozważania na temat potencjalnego konfliktu nuklearnego. Co prawda nie jest aż tak odległa od pierwszego „Steel Rain” jak przepaść, która dzieli „Train to Busan” i „Peninsula”, jednakże można być skołowanym, jeśli nie przeczyta się opisu filmu przed obejrzeniem go.
Yang Woo Seok zabawił się w Kang Woo Seoka i zrobił dokładnie to samo, co on lata temu w swojej hitowej serii „Public Enemy” z Sol Kyung Goo – stworzył sequel tylko w nazwie, a tak naprawdę spin-off na ten sam temat, który rozgrywa się w umownej alternatywnej rzeczywistości i wykorzystuje tych samych aktorów w zupełnie innych rolach. Jung Woo Sung i Kwak Do Won, oryginalnie wcielający się w agentów z dwóch sąsiadujących Korei, zmieniają strony i tym razem to ten pierwszy jest z Południa i wciela się w prezydenta kraju Hana, a drugi w północnokoreańskiego szefa ochrony, który doprowadza do zamachu stanu.
Nawiązań do pierwszego „Steel Rain” nie ma tu kompletnie żadnych, a filmy łączy jedynie podobna tematyka – możliwe skutki konfliktu nuklearnego na Półwyspie. Jak już przebrnie się przez polityczne szczyty oraz skomplikowane relacje między Koreą Południową, Północną, USA, Japonią i Chinami, film staje się w swoim środkowym akcie zaskakującą satyrą, kiedy troje liderów zostaje porwanych i zamkniętych w małej kajucie na pokładzie północnokoreańskiej łodzi podwodnej – południowokoreański prezydent Han, amerykański prezydent Smoot, którego szkocki aktor Angus Macfadyen przerysowuje do granic możliwości oraz sam Najwyższy Wódz (Yoo Yeon Seok w swojej najlepszej roli filmowej od lat!). Dwa olbrzymie ego zderzają się ze sobą, dając źródło kompletnie nieoczekiwanego humoru, a biedny Han zostaje mediatorem, aby potem nadrobić to usunięcie się w bok, stając się bohaterem dnia.
„Steel Rain 2: Summit” to wciąż buddy movie jak oryginał – niewyobrażalna wizja bromance’u północnokoreańskiego lidera i chodzącej parodii Trumpa, otoczona z zewnątrz skomplikowanymi taktycznie działaniami politycznymi, które składają się na kilkudziesięciominutowy pierwszy akt, próbujący wytłumaczyć w niemalże dokumentalny sposób relacje wcześniej wspomnianych państw w wyimaginowanym scenariuszu. Powiem tak – reżyser Yang Woo Seok zdecydowanie ma jaja, aby zmieszać tak mocno polityczny thriller z czarną komedią, ale finał jest przewidywalnie bombastyczny jak na film akcji przystało i widz zostaje z kolejnym pobożnym życzeniem co by było, gdyby obie Koree się zjednoczyły… Wciąż ogląda się to świetnie, a szczególnie sceny rozgrywające się na bardzo ograniczonej przestrzeni łodzi podwodnej, gdzie aktorzy mogą zabłysnąć kreacją swoich postaci. Z drugiej strony, chyba już dawno minęły czasy, kiedy północnokoreańskie tematy autentycznie wzruszały… więc może dlatego ktoś odważył się na polityczną parodię?