Na podstawie: pomysł oryginalny
Gatunek: dramat historyczny, sztuki walki
Reżyseria: Choi Jae Hun
Premiera: 2020
Obsada: Jang Hyuk, Joe Taslim, Kim Hyun Soo, Jung Man Shik, Choi Jin Ho
Koreańskie kino kostiumowe kojarzy się mniej ze sztukami walki, a bardziej z pałacowymi intrygami i kolejnymi inscenizacjami wydarzeń z bogatej historii tego kraju. Z drugiej strony, czy to właśnie tam nie można znaleźć sporo thrillerów, których realistyczne sceny potyczek inspirują Hollywood? „The Swordsman” to była właśnie obietnica pan-azjatyckiego kina akcji, spotkanie Jang Hyuka i indonezyjskiego aktora Joe Taslima, znanego m.in. z „The Raid” lub „The Night Comes For Us”… Gdyby tylko ten film skupił się w głównej mierze na nich, tak jak zostało to zrobione w „War of the Arrows” (2011) z Park Hae Ilem i Ryu Seung Ryongiem…
Czy to koreańska, kostiumowa wersja „Uprowadzonej”? Chyba łatwo jest kreślić porównania do jakiegokolwiek filmu zemsty, w którym główny bohater jeszcze raz mierzy się ze swoją przeszłością, aby kogoś uratować. Tae Yool (Jang Hyuk) jest znakomitym szermierzem, którzy żyje praktycznie w ukryciu po przegranym pojedynku z jego mistrzem Seung Ho (Jung Man Shik), który pomógł obalić Gwanghaeguna. Podróżuje z córką Tae Ok (Kim Hyun Soo), która nie ma pojęcia o jego umiejętnościach i konsekwentnie pogarsza mu się wzrok. Rzuca się jednak w filmową ostatnią misję, kiedy ona zostaje porwana.
Joe Taslim wciela się w postać Kurutaia, wysłannika z Qing dowodzącemu grupie bandytów, którzy w bardzo kiczowaty sposób tworzą sobie burdel oraz panoszą się po Korei. On może wydawać się głębszą postacią niż banda komiksowych villainów, jednakże nie można się nacieszyć za bardzo jego starciem z głównym bohaterem… Tyle budowania oczekiwań wobec spotkania dwóch aktorów specjalizujących się w akcji poszło moim zdaniem na marne, gdyż Jang Hyuk musi się rozprawić najpierw z mnóstwem pobocznych postaci, przy których można zgubić wątek. Fabuła „The Swordsman” mogła być bardziej prostolinijna, a tak nie jest na tyle emocjonująca, aby wyszedł z tego epicki obraz politycznego chaosu, ale też nie jest na tyle nieskomplikowana, aby w pełni cieszyć się po prostu sztukami walki i szermierką, kiedy próbuje się złożyć okruszki w całość, aby znaleźć sens licznych wątków pobocznych.
Na poziomie scen akcji „The Swordsman” jak najbardziej spełnia swoje zadanie i może być polecane fanom gatunku. Film nie kopiuje stylu wuxia, ani nie jest tak poddany sztywnym zasadom i kodeksowi, jak klasyczne kino samurajskie, tak więc jak najbardziej dokłada cegiełkę do nowej niszy koreańskiego kina akcji, które jest kręcone bez zbyt dosłownych wpływów z zagranicy. Kwestia jednak w tym, że całość mnie nie powaliła. Może to brak doświadczenia debiutującego reżysera, ale po prostu poza samymi scenami walk „The Swordsman” nie jest interesujące w żadnym innym aspekcie i po prostu nuży, o ile tylko się nie biją na ekranie. Szkoda dobrego, niespodziewanie powściągliwego występu Jang Hyuka. Film przeleżał na półce trzy lata zanim trafił do kin.