The Divine Fury

Znane też jako: Saja, 사자

Na podstawie: pomysł oryginalny

Gatunek: horror, sensacyjny

Reżyseria: Kim Joo Hwan

Premiera: 2019

Obsada: Park Seo Joon, Ahn Sung Ki, Woo Do Hwan, Choi Woo Shik, Lee Seung Hee, Park Ji Hyun, Kim Shi Eun, Lee Seung Jun

 

W samym środku egzorcystycznego trendu w koreańskim kinie i telewizji być może „The Divine Fury” nie będzie najdziwniejszym miksem motywów i gatunków w kontraście do tego, co piszą o nim zachodnie media, gdyż taki tytuł dałabym dramie „Possessed” (OCN 2019), ale skłaniam się ku opinii, że wbrew pozorom wyszło z tego coś naprawdę interesującego. Reżyser Kim Joo Hwan po raz kolejny po debiutanckim „Midnight Runners” (2017) zwodzi mnie i moje jakiekolwiek oczekiwania, serwując film, który okazał się być daleki od nich, ale w żadnym wypadku nie jest to rozczarowujące.

Można skwitować to ze śmiechem, ale „The Divine Fury” w największym skrócie jest o zawodniku MMA, którego stygmaty okazują się być bardzo pomocne w egzorcyzmach, dlatego asystuje starszemu księdzu w walce z demonami wywoływanymi przez „mrocznego biskupa”. Tak, główny bohater dosłownie wybija pięścią zło z biednych opętanych… Jednakże pomimo absurdalnie brzmiącej fabuły, która mogła stać się albo epicką żenadą, albo epickim blockbusterem, „The Divine Fury” okazało się być filmem dość poważnym, a Park Seo Joon podszedł do swojej roli w sposób raczej wstrzemięźliwy, jak na niego. Nie robi tutaj zbytniej pokazówki, choć odgrywana przez niego postać w rękach bożyszcza kobiecych serc aż się o to prosi, gdyby potraktować ten film jako zwykłe star vehicle, lecz reżyserowi po raz kolejny od czasów „Midnight Runners” udaje się przemycić niespodziewaną powagę…

…chociaż może tutaj była ona „niespodziewana” tylko na poziomie materiałów promocyjnych? „The Divine Fury” rozpoczyna się od razu z ponurej nuty, jeśli chodzi o budowanie tła dla jego głównego bohatera, obecnie zawodnika MMA Yong Hoo (Park Seo Joon). W dzieciństwie był bardzo religijny, ale strata ojca-policjanta pomimo całonocnych modlitw za niego nadszarpnęła poważnie jego wiarę i wręcz wprawiła w silny wstręt do Boga spowodowany żalem. W dorosłym życiu pojawia mu się nagle stygmat na prawej ręce, który nie przestaje krwawić oraz zaczynają go nawiedzać koszmary. Kiedy lekarze nie potrafią sobie z tym poradzić, udaje się z niechęcią po poradę do kościoła, choć tam staje się świadkiem egzorcyzmu księdza Ahna (Ahn Sung Ki), który nie idzie po jego myśli. Jego asystent Choi (Choi Woo Shik) ucieka, natomiast Yong Hoo ratuje go w ostatniej chwili – jego stygmat okazuje się być skuteczną bronią przeciwko opętanym duszom.

Główny bohater zostaje przez to (początkowo niechętnym) partnerem Ahna w kolejnych misjach. Jedni z pewnością skrytykowaliby banalną strukturę filmu, który po zawiązaniu akcji pokazuje parę egzorcyzmów dla wypełnienia czasu, zanim nie dojdzie do finałowego starcia z naczelnym czarnym charakterem, „mrocznym biskupem” Ji Shinem (Woo Do Hwan), który w ciemnej pieczarze pod swoim nocnym klubem dokonuje satanistycznych obrzędów. Jest ono dość dosłowne – dwóch bohaterów wchodzi w fizyczną potyczkę; Park Seo Joon uzbrojony w „magiczną” pięść, a Woo Do Hwan poruszający się w gumowym kostiumie po transformacji swojej postaci. Jednakże „The Divine Fury” nabiera zupełnie innego, lepszego wymiaru, jeśli tylko przestanie się patrzyć przez pryzmat klasycznych, okultystycznych thrillerów, a potraktuje się tę produkcję jako film o superbohaterze…

Jeśli porównać go na przykład do „Hellboya”, mamy do czynienia z całkiem niezłym origin story, które przede wszystkim rozbudza apetyt na więcej, potwierdzony przez napisy końcowe. To może być złudne, lecz pomimo tego wszystkie elementy układanki zdają się prowadzić do czegoś jeszcze lepszego, bardziej obiecującego, a jak dotąd „The Divine Fury” spełnia wszystkie warunki porządnego superhero movie –  przedstawia nam bohatera, który najpierw musi przepracować własną traumę, aby w pełni zaakceptować nową, powierzoną mu rolę, dodaje zastępczą figurę ojca (Ahn Sung Ki przypominał mi tutaj o swojej roli w „The Soul Guardians”, więc pozostaje w swoim elemencie), stawia na drodze bohatera niezłego villaina, który zapada w pamięć, ale przede wszystkim kusi potencjalnym partnerstwem Park Seo Joona i Choi Woo Shika, o ile rzeczywiście powstanie sequel. Spodobało mi się to, że poświęcono ciut więcej uwagi gościnnej roli księdza Choi, aby zbudować jakikolwiek fundament tego wszystkiego niż tylko wkleić na koniec napis „oni powrócą” bez kontekstu. Natomiast jeśli skupić się na tym, co tu i teraz, „The Divine Fury” jest świetnym pokazem efektów specjalnych, kreatywnych scen horroru i po prostu dobrym blockbusterem dla umilenia czasu.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.