[Podsumowania 2021 roku] Lokalne produkcje i globalne rekordy – o Netfliksie

Na początku 2019 roku premierę miało pierwsze koreańskie original series na Netfliksie – „Kingdom”. W podsumowaniu 2020 można było mówić o gwałtownym wzroście subskrybentów w Korei i wielkiej inwestycji Netfliksa, który większość budżetu przeznaczonego na kontynent azjatycki ulokował właśnie w tym kraju. Efekty można już było zobaczyć w następnym roku – „Squid Game” kontynuuje znakomitą passę koreańskiego kina i telewizji na globalną skalę, która zaczęła się skromnie od filmu „Burning” (2018) i efektem domina przetoczyła się przez „Parasite” (2019) i „Minari” (2020).

O swoich ogólnych wrażeniach dotyczących tej sytuacji pisałam w Świat przed i po „Squid Game”, więc teraz podsumowując rok warto poprzeć się paroma liczbami. Drama ta w pierwszym miesiącu od swojej premiery była oglądana przez łącznie ponad półtorej miliarda godzin, co pobiło rekord Netfliksa właściwie dwukrotnie:

[Źródło: Variety]

Według tajnych danych, które zostały przekazane Bloomberg liczby te przekładają się na szacowany „zarobek” serii rzędu prawie 900 milionów dolarów w postaci tzw. „impact value” – wskaźnika ekonomicznej wartości dla Netfliksa. Zestawiając to z budżetem 21.4 miliona dolarów zapewnionym przez platformę, inwestycja zwróciła się ponad czterdziestokrotnie, udowadniając potencjał zagranicznych produkcji. Chociaż ironiczne jest to, jak zachodnie media malują „Squid Game” jako mały serialik z Korei, natomiast jego budżet jest ogromny jak na ichniejsze standardy, gdzie poświęca się 20-30 milionów na największe blockbustery, a pamiętajmy, że to ośmioodcinkowa mini-seria…

Każda kolejna koreańska mini-seria, jaka miała premierę po „Squid Game” spotkała się z ogromnym zainteresowaniem na platformie przynajmniej w pierwszym tygodniu od premiery – „My Name” również znalazło fanów wśród tego samego tłumu, którym przypadła do gustu koreańska ultra-przemoc, „Hellbound” spotkało się z bardzo kontrastującymi recenzjami ze względu na swoją tematykę, natomiast thriller science-fiction „The Silent Sea” został już ogólnie uznany za rozczarowanie. Nie można jednak odmówić wielkiego wpływu „Squid Game”, które sprawiło, że koreański kontent znalazł nowych fanów i otworzył się nowy rozdział w historii Hallyu. Przynależność do gatunku thrillera może sprawiać wrażenie, że tylko tego rodzaju dramy są obecnie popularne, ale na tym szale skorzystało również zgoła inne „The King’s Affection”. W czasach niskiej oglądalności KBS stawia je jako przykład swoich osiągnięć w 2021 roku, gdyż sageuk ten znalazł się na pierwszym miejscu popularności na Netfliksie w siedmiu krajach. Gatunek naprawdę nie ma znaczenia, kiedy w modzie jest wszystko Made in Korea.

„The King’s Affection”

Interesujące jest to, że Netflix, który zdominował koreański rynek, nie wygryza konkurencji, a wręcz pomaga jej rozkwitać, samemu na tym korzystając. Oprócz original series lokalne inwestycje dotyczą również zakupu dram innych koreańskich stacji telewizyjnych, co reperuje ich budżety. Doszło do sytuacji, w której odcinki tych najnowszych seriali są udostępniane na Netfliksie w odstępach czasowych, zamiast wszystkie na raz. Pewnie aby nie czekać miesięcy na zakończenie oryginalnej emisji, chociaż osobiście przeszkadza mi to w tym, co właśnie ta platforma wyrobiła – kulturze binge-watchingu.

Z drugiej strony, pojawiły się w mediach głosy odkrywające tę ciemniejszą stronę sukcesu. Zarobki reżysera Hwang Dong Hyuka czy studia produkcyjnego wcale nie wzrosły wraz z sukcesem „Squid Game” – Netflix rzekomo płaci studiu produkcyjnemu około 20-30% całego budżetu, a reszta zarobków należy do niego. Innymi słowy, całe planowanie, casting i produkcja należą do koreańskich podwykonawców, którzy dostają w zamian z góry określoną opłatę z wykonanie zlecenia i nic więcej, bez względu na globalny sukces, o czym przez chwilę było głośno w koreańskich mediach. [Źródło: The Korean Times]

Jednak czy w ogólnym rozrachunku i szerszej perspektywy nie jest to całkiem dobre rozwiązanie? Wydaje mi się, że poszerzający się katalog koreańskich produkcji na Netfliksie oduzależnia nieco producentów od kapryśnych wyników oglądalności, według których rosną lub spadają ceny reklam emitowanych w trakcie transmisji, co jest głównym źródłem zarobków dram. Poza tym warto zwrócić uwagę, że platforma ta daje całkowitą wolność artystyczną, nieograniczoną kulturowymi konwenansami oraz że coraz więcej koreańskich twórców filmowych cierpiących z powodu pandemii i ograniczeń w kinach znajduje pracę na planach lokalnych original series Netfliksa. Wystarczy spojrzeć na katalog z roku 2021 – „Squid Game” Hwang Dong Hyuka (reżysera „The Crucible”, „Miss Granny” i „The Fortress”), „D.P” Han Jun Hee („Coin Locker Girl”, „Hit-and-Run Squad”), „Move to Heaven” Kim Sung Ho („How to Steal a Dog”), „Hellbound” Yeon Sang Ho („Train to Busan”, „Psychokinesis”, „Peninsula”). Inni, którzy mają w 2022 zadebiutować w roli reżysera „telewizyjnego” to No Deok („Very Ordinary Couple”, „Exclusive: Beat the Devil’s Tattoo”), Yoon Jong Bin („Nameless Gangster”, „Kundo: Age of Rampant”, „The Spy Gone North”), Jung Ji Woo („A Muse”, „Tune in For Love”) lub Jo Ui Seok („Cold Eyes”, „Master”) – jako fanka koreańskiego kina jestem niezwykle podekscytowana, co mogą dodać od siebie i jak potencjalnie zmienić stereotyp koreańskiej dramy. Co prawda, zapowiedzi dramowe to temat na inny post, jednakże podsumowując rok 2021 można powiedzieć tyle, że międzynarodowe sukcesy koreańskich serii Netfliksa i bite rekordy sprawią, że w 2022 zobaczymy dwa razy więcej produkcji z tego kraju, w który zainwestowano rzekomo pół miliarda dolarów. Czy bańka pęknie, czy znajdzie się kolejny nieoczekiwany hit?

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.