Było już na blogu 100 koreańskich filmów, które warto znać, a potem kolejnych 60. Stworzyłam nawet dramowy odpowiednik, a jako że są to jedne z moich najpopularniejszych postów, wciąż rozmyślam nad kolejnymi możliwymi listami, bo co tu więcej mówić, chyba ogólnie potrzebujemy jakiś usystematyzowanych rekomendacji przy trudności wyboru, co nie? W międzyczasie postanowiłam skompilować dla kontrastu listę rozczarowujących filmów… Pomysł nie najnowszy, ponieważ podsunięto mi go parę miesięcy temu na Facebooku, ale potrzebował czasu, żeby wykiełkować.
Być może potrzebowałam również ogólnie zebrać odwagę, bo wydaje mi się, że mówienie o negatywach jest dużo bardziej „kontrowersyjne” niż polecanie tytułów, które później mogą się spodobać lub nie. Tutaj w sumie jest to samo – możecie zgodzić się z moim zdaniem lub bronić wspomnianych filmów, choć wydaje mi się, że ogólnie dzielenie się negatywnymi opiniami budzi w naturalny sposób więcej negatywnych reakcji…
Dlatego już się tłumaczę. Lista zawiera koreańskie filmy, których nie warto włączać. Dlaczego? Powodów może być akurat wiele – bo dany tytuł jest:
- beznadziejny,
- po prostu przeciętny,
- nieprzystający do wysokich oczekiwań,
- pomyślny, ale przereklamowany
- …lub po prostu mowa o filmach, które wcale nie są takie złe, ale nie wnoszą niczego nowego, więc można spożytkować swój czas w lepszy sposób.
Dokonałam wyboru spośród swojej własnej bazy recenzji, tak więc była to okazja do przypomnienia sobie tekstów i filmów, które już dawno wyrzuciłam z pamięci.
Początkowo chciałam stworzyć analogiczną listę do tej oryginalnej pt. „100 koreańskich filmów, które warto znać”, ale po pierwsze, chciałabym promować koreańskie kino, a nie zrażać do niego, więc ograniczyłam się do mniejszej liczby 50 tytułów i mam zamiar szybko zamknąć temat, publikując kolejne odcinki listy w ciągu następnych dni. Traktujcie to wszystko jak ciekawostkę! Wyraźcie swoje zdanie, jeśli uważacie zupełnie inaczej niż ja! Przedstawcie swoje kryterium „dobrego filmu”!
Część I: blockbustery
Wydaje mi się, że trudno jest znaleźć koreański blockbuster, który byłby naprawdę rozczarowujący, ponieważ nie ma takiego przesycenia wysokobudżetowymi filmami jak w Hollywood lub w Chinach. Nawet jeśli fabuła okazuje się być schematyczna, wciąż pozostaje pewien zachwyt, że oto powstał „wielki film” gdzieś na końcu Azji, który nie odstaje wcale od Fabryki Snów, chociaż muszę stwierdzić, że przy tym wielkim, szybkim rozwoju koreańskiego kina w ostatnich latach i postępującej komercjalizacji coraz częściej trafia się po prostu na niewypały – filmy, który zostają hitami, bo tak to wykalkulowano, a nie dzięki efektywnej poczcie pantoflowej mającej jakieś uzasadnienie.
Poważnie się zastanawiałam czy by nie wciągnąć na listę dwóch największych hitów wszech czasów – „Roaring Currents” (2014) i „Ode to My Father” (2014), ale w końcu stwierdziłam, że przecież nie można pominąć szczytu koreańskiego box office i dobrze jest polemizować nad tym czy to rzeczywiście takie dobre filmy, czy po prostu tło historyczne jest wabikiem na widzów. Widzicie, w tym roku już „Battleship Island” okazało się być niewypałem, jeśli wierzyć recenzjom i szybko spadającemu tempu sprzedaży biletów, ale przecież nie będę powtarzać opinii, póki sama nie obejrzę tego filmu i się nie przekonam. Dlatego więc lista rozczarowujących blockbusterów jest krótka i wcale nie taka nowa:
1. „Typhoon” (2005)
Reżyseria: Kwak Kyung Taek
Obsada: Jang Dong Gun, Lee Jung Jae, Lee Mi Yeon
Swego czasu najdroższa produkcja wszech czasów reżysera hitowego „Friend”, który zgotował męczące, przygnębiające kino akcji z pirackim motywem i za dużą dozą melodramatu. Jang Dong Gun i Lee Jung Jae kojarzą się raczej z innych filmów…
.
2. „May 18” (2007)
Reżyseria: Kim Ji Hun
Obsada: Kim Sang Kyung, Lee Jun Ki, Lee Yo Won
Ckliwy wyciskacz łez, który właśnie za to był głównie krytykowany – że za dużo melodramatu fikcyjnych bohaterów, kiedy film ma opowiadać o jednym z najważniejszych wydarzeń w historii najnowszej Korei, a po prostu przelatuje po powierzchni tej kwestii.
.
3. „R2B: Return to Base” (2012)
Reżyseria: Kim Dong Won
Obsada: Rain, Shin Se Kyung, Yoo Jun Sang
Zupełnie niepotrzebny remake filmu z lat 60., z którym pewnie ma niewiele wspólnego. Sensacyjny kicz i jeden z niewielu filmów, który praktycznie nie ma się czym bronić – pozostałe trzy z tego segmentu były przynajmniej hitami kinowymi…
.
4. „Secretly, Greatly” (2013)
Reżyseria: Jang Chul Soo
Obsada: Kim Soo Hyun, Lee Hyun Woo
Jedna z adaptacji webtoon, która zyskała największy komercyjny sukces spośród wszystkich, ale czy po latach ktoś w ogóle pamięta ten film? Czy jego wyniki to nie jest po prostu wyłącznie pusty efekt popularności głównego aktora?
Z innych „mniej zachwycających” filmów, których nieobejrzenie nie będzie żadną stratą, mogłabym jeszcze wymienić (z ostatnich lat) „Pandorę” (2016) lub „The Himalayas” (2015), no ale jak na razie są to jedyne w swoim rodzaju tytuły na tematy, jakie jeszcze się nie pojawiły w koreańskimi kinie, a przynajmniej nie przypominam sobie. Jak widzicie, dość trudno wybrać niewarte uwagi blockbustery, bo w erze zwiększonych budżetów pojawia się coraz więcej „pierwszych razów”. Jak na razie „gorsze” stają się dla mnie te, które aż zbytnio próbują manipulować emocjami widzów… I w tym oto momencie przechodzimy do „specjalnego” rodzaju blockbusterów, dla których rozegranie melodramatu jeszcze bardziej waży na odbiorze filmu:
Część II: wojenne
Bogata historia takiego kraju jak Korea Południowa jest idealnym materiałem na różnego rodzaju filmy wojenne, co zresztą producenci chętnie wykorzystują, tym bardziej uderzając w serca tego emocjonalnego narodu z silnym poczuciem patriotycznym. Trzeba przyznać, że Koreańczycy wiedzą, jak robić kino wojenne – do pewnego czasu wszystkie filmy tego gatunku, jakie widziałam, były dla mnie natychmiastowymi klasykami („Silmido”, „Taegukgi”, „Welcome to Dongmakgol”…), które pokazywały uniwersalne okrucieństwo obu stron wojny. Dopiero niedawno przyszły pierwsze rozczarowania, kiedy poczułam się zbyt manipulowana jako widz:
5. „The Long Way Home” (2015)
Reżyseria: Chun Sung Il
Obsada: Sol Kyung Goo, Yeo Jin Goo
Najtańszy film wojenny, jaki w życiu widziałam, który kręci się wokół sprzeczki o panowanie nad jednym czołgiem w szczerym polu. Szok, że stać było na zatrudnienie takich aktorów jak Sol Kyung Goo i Yeo Jin Goo. Jedna z największych klap finansowych 2015 roku, a zapowiadało się epicko…
.
6. „Northern Limit Line” (2015)
Reżyseria: Kim Hak Soon
Obsada: Kim Moo Yeol, Jin Goo, Lee Hyun Woo
Przydługi film zrealizowany na pieniądzach z crowdfundingu, który kreśli miejscami niesmaczny czarno-biały obraz jednego z najnowszych przykładów konfliktu koreańskiego (a przecież największe klasyki kina wojennego tego kraju nie stają po żadnej stronie!) i karykaturę wroga. Swego czasu wywołał małą aferę polityczną.
.
7. „Operation Chromite” (2016)
Reżyseria: John H. Lee
Obsada: Lee Jung Jae, Lee Bum Soo, Liam Neeson
Epicki w swojej skali kicz na zlecenie rządu Park Geun Hye, którego pada ofiarą nawet wielki Liam Neeson. Połowa filmu na green screenie – koreańskie kino przyzwyczaiło mnie raczej do innego podejścia…
Co tu więcej mówić, wciąż uważam, że ostatni dobry film wojenny to „The Front Line” z 2011 roku, chociaż od tamtego czasu pojawiło się również kilka dobrych przykładów na ten gatunek, ale w wydaniu historycznym, kostiumowym, z okresu Joseon. Jutro zresztą będzie o sageukach właśnie – bo przy zwiększonej ich ilości w ostatnich latach zaczęły się pojawiać filmy-wymówki.
_____________________________
50 koreańskich filmów, których nie warto włączać.
Inne części:
Część I-II: blockbustery/wojenne
Część III-IV: historyczne/komedie
Część V-VIII: thrillery/sensacyjne/science-fiction/gangsterskie
Część IX: komedie romantyczne